Ani razu w tym roku Widzew nie rozegrał całego dobrego meczu, ani razu nie zdominował rywala. Jest odwrotnie i to niemal zawsze. W Sercu Łodzi czerwono-biało-czerwonych ogrywa już każdy.
Euforia z powodu zwycięstwa z Miedzią Legnica, która przerwała serię dziewięciu meczów bez zwycięstwa i która przede wszystkim dała Widzewowi utrzymanie w PKO Ekstraklasie, pozwoliła na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia spisuje się bowiem wiosną fatalnie. Z czołowego zespołu ligi po rundzie jesiennej stała się jej słabeuszem na wiosnę.
Wygrana z Miedzią wywołała wręcz euforię. Ale szybko wszystkim przeszło. Do meczu z Górnikiem Zabrze piłkarze podchodzili już bez presji, bo przecież się utrzymali. Okazało się jednak, że nie o presję chodziło. Po prostu Widzew to słaby zespół w słabej formie. W sobotę zawiedli niemal wszyscy i zawiodła drużyna jako całość. Oczywiście, jak zawsze są wyjątki, bo trudno mieć pretensje choćby do Bartłomieja Pawłowskiego, który po prostu robi swoje.
Patrząc jednak od tyłu… Zawiódł Henrich Ravas, który mógł, a nawet powinien, sięgnąć dwa strzały, po których padły gole. W jednym przypadku miał już piłkę na ręku, w drugim przepuścił strzał w krótki róg. Fatalnie radził sobie Mateusz Żyro, którego w przerwie trener zostawił w szatni. W ogóle jako całość defensywa (z wahadłowymi) nie była monolitem. Szczególnie brakowało agresji, podejścia do atakującego przeciwnika. Obrońcy Widzewa raczej odprowadzali przeciwników pod bramkę, zamiast zdecydowanie zaatakować i kończyło się golami (bramki nr 1 i 3). W tym roku Widzew stracił najwięcej goli w lidze ze wszystkich! I nie jest to przypadek.
CZYTAJ TEŻ: Widzew przegrywa u siebie po raz piąty z rzędu [ZDJĘCIA]
Wahadłowi, obojętnie którzy, zawodzą od dawna, nie mają żadnych liczb: goli, asyst, nawet celnych dośrodkowań czy wygranych pojedynków jeden na jeden. W ataku Widzew – poza Pawłowskim – też jest słaby. Jordi Sanchez to człowiek-chaos, sprawia wrażenie jakby nagle zapomniał, jak gra się w piłkę, bo ma kłopoty z przyjęciem piłki, a już minięcie rywala wydaje się niemożliwe. Podobnie można napisać o Erneście Terpiłowskim. Jego jedyny atut to w tej chwili wiek i minuty, jakie dorzuca do wymaganego limitu.
Do tego widzewiacy wciąż nie zdobywają goli po stałych fragmentach gry (trzeba im oddać, że też nie tracą). Po rzutach rożnych nie ma żadnego zagrożenia, bo nawet, jeśli jakiś piłkarz zdoła uderzyć piłkę głową, to fatalnie pudłuje. W sobotę prym w tym wiódł Mateusz Żyro.
W każdej formacji Widzew ma braki, trudno więc, by tworzył dobrą drużynę. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w pojedynku z Górnikiem były dobre momenty, może nawet pół godziny, te pierwsze, ale nie ma to znaczenia, bo gra się ponad 90 minut. Z Piastem Gliwice łódzka drużyna miała dobrą końcówkę. I co z tego, skoro oba mecze przegrała? Wiosną udało się wygrać dwa mecze, ale też były to słabe występy, słabość rywali i udane akcje, trochę szczęśliwe, indywidualne. Od bardzo dawna Widzew nie wygrał pewnie, zdecydowanie, po zdominowaniu rywala. Nie ma drużyny.
Do końca sezonu pozostały już tylko dwa mecze: z Radomiakiem i Koroną Kielce. Sposób gry Widzewa na pewno się nie zmieni, a potrzebna jest rewolucja. Trener Janusz Niedźwiedź często mówi o powtarzalności, doskonaleniu różnych elementów gry, ale doskonalić już dawno nie ma czego, a powtarzalność to kolejne słabe mecze i kolejne porażki. Trzeba chyba nie tylko nowych wykonawców (kilku lepszych graczy), ale chyba też zmiany stylu gry. Ten się nie sprawdził, mimo utrzymania.
CZYTAJ TEŻ: Widzew przerwał wstydliwą serię, ale co z tego
Jak to w polskiej piłce bywa, także przed widzewiakami teraz mecze o honor. Wypada z honorem pożegnać się z PKO Ekstraklasą. Remis w Radomiu byłby sukcesem. A z Koroną w Sercu Łodzi? Chyba też trzeba marzyć o remisie, po to, by przerwać fatalną serię, która trwa już od pięciu meczów. Warta Poznań, Lech Poznań, Stal Mielec, Piast Gliwice i Górnik Zabrze, to zespoły, które przyjeżdżały na al. Piłsudskiego 138 i wygrywały z gospodarzem. Nigdy w historii Widzewa taka seria się nie zdarzyła. Oby udało się zremisować z Koroną…
– Oczywiście chcemy to zmienić, chcemy wygrywać i świętować, chcemy, by nasi kibice mogli świętować, by mogli cieszyć się z trzech punktów, bo na to zasługują – mówił po mecze z Górnikiem Janusz Niedźwiedź. – Ale pamiętajmy, że jesteśmy w ekstraklasie po raz pierwszy od ośmiu lat. Musimy pamiętać, w jakim miejscu jesteśmy i jak ciężką drogę przeszliśmy, jaki był poprzedni rok i ten rok. To jest futbol. Jak nie wykorzystuje się dogodnych okazji i popełnia proste błędy, to ekstraklasa nie wybacza. Górnik to ukształtowany zespół, gra w tej lidze od wielu lat. My pierwszy sezon i brakuje nam stabilności.
Mimo to, może uda się pożegnać z tym sezonem z honorem, bez kolejnej porażki w Sercu Łodzi. Bo ta seria to wielki wstyd niegodny tego klubu.
1 Comment
Śmiem twierdzić, że Widzew już do końca sezonu nie zdobędzie ani jednego punktu. Przecież to gołym okiem widać, że ta drużyna gra wolno, niedokładnie, bez wyraźnego pomysłu na grę, jest mocno przygaszona, brakuje jej zawodnikom piłkarskiej jakości i należytej motoryki. Nie znam w tej lidze prezesa, który po takiej niechlubnej serii porażek siliłby się na tak głupawe “mądrości”, że nie zwolni trenera, choćby ten przegrał wszystkie mecze do końca ligi… W klubowych annałach złotymi zgłoskami przełożonymi grubym, czarnym kirem, zapisze się ta wiosna 2023 roku, kiedy niewzmocniona zimą z winy prezesa widzewska drużyna, w dodatku prowadzona po frajersku, była sromotnie lana na wyjeździe, czy u siebie przez każdego, kto tylko chciał. Znamienne jest też to, że sam właściciel klubu milczy jak kamień, a jego podwładni traktują Widzew, jak swój prywatny folwark i totalnie niszczą cały klub, jego dobrą, światową renomę i uznaną wieloletnią legendę. Cacek był złym właścicielem Widzewa, ale zachodzi teraz konkretne pytanie, czy nie znalazł on swego wiernego naśladowcy…