Kibice Widzewa nie mogli przyjść na urodziny klubu i może i dobrze. Bo spaliliby się ze wstydu.
W poniedziałek Widzew obchodził 114. urodziny. Tego dnia drużyna Daniela Myśliwca grała w Krakowie z Puszczą Niepołomice, kończąc 16. kolejkę PKO Ekstraklasy. Wiadomo więc, jak należało uczcić ten jubileusz.
A nie powinno być to trudne, bo Puszcza w pięciu ostatnich meczach zdobyła tylko 3 punkty. Zwyciężyła co prawda z liderem Lechem Poznań, ale przez ponad godzinę grała w przewadze. Na pewno drużyna Tomasza Tułacza to nie jest rywal z wyższej półki, to wręcz słabeusz ze strefy spadkowej.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa: Nie chciałbym widzieć u swojej drużyny takiej dyspozycji
A Widzew ma przecież aspiracje na coś więcej, znacznie więcej. Jest średniakiem, ale chce iść w górę. Po zwycięstwie z Zagłębiem Lubin w poprzedniej kolejce można było mieć nadzieję, że widzewiacy pójdą za ciosem. Trener Myśliwiec przekonywał, że drużyna dobrze wykorzystała czas w przerwie reprezentacyjnej. Czekaliśmy na mecz w Krakowie z dużą nadzieją. Tym bardziej że tylko raz, zaraz na początku sezonu, Widzew wygrał dwa mecze z rzędu – z Lechem Poznań i Cracovią. Później taka sztuka już mu się nie udała. Wydawało się, że teraz jest znakomita okazja.
Przed wyjazdem do Krakowa Myśliwiec przestrzegał jednak przed Puszczą, ale dodał: – Nie ma co patrzeć na pozycję przeciwnika, tylko robić swoje i wtedy wszystko będzie dobrze.
Chwalił też rywala za stałe fragmenty gry, ale zauważył, że paradoksalnie Puszcza w tym elemencie wcale nie jest najwyżej, jeśli chodzi o skuteczność. Ale z Widzewem ją poprawiła, zdobyła z nich oba gole. Z kolei trener Tomasz Tułacz mówił, że jego zespół ma plan na ten mecz i wygląda na to, że tak było. Przechytrzył młodszego kolegę, z którym rywalizował już na niższym poziomie.
Na pewno jego piłkarze byli bardziej zdeterminowali, waleczni, widać było, że bardziej zależy im na wygranej. Widzewiacy nieźle zaczęli, ale byli nieskuteczni, później było coraz gorzej. W obronie zachowywali się jak dzieci we mgle, co zdarza im się w tym sezonie nagminnie.
Dużo było uwag do sędziego Marcina Szczerbowicza, bo się mylił. Poziom sędziowania w polskiej lidze spadł i arbitra z Olsztyna też to dotyczy. Mateusz Żyro nie powinien wylecieć z boiska, bo nie zasłużył na drugą żółtą kartkę. Ale wcześniej w polu karnym zachował się nieodpowiedzialne, wskakując z dużym impetem w rywala, do tego tyłem. Dał sędzioemu powód do podyktowania jedenastki. W przerwie, oburzony nie przebierał w słowach, ale pretensje powinien mieć przede wszystkim do siebie.
Trudno jednoznacznie ocenić, czy Widzewowi należał się gol, którego strzelił Imad Rondić. Napastnik łodzian też wpadł na Kewina Komara. W Anglii takie gole uznają, w Polsce też powinni. Kontakt był, ale czy był faul? Jedno ocenią tak, inni na odwrót.
Na pewno to nie przez sędziów Widzew w Krakowie przegrał. Przegrał przez siebie, przez trenera, jego decyzje. Co to w ogóle za drużyna, która nie potrafi wygrać dwóch kolejnych meczów? Gdzie jest trener i jego wpływ na nią?
Wciąż irytuje linia ataku, z trójką Sypek-Rondić-Cybulski. Pierwszej dwójce uda się czasem jakiś mecz, pierwszemu jeden czy dwa, drugiemu kilka. Trzeciemu jeszcze się nie udało zapisać w statystykach albo w ogóle rozegrać meczu, który można byłoby zapamiętać.
Druga linia, która wydaje się najsilniejsza w Widzewie, w poniedziałek też zawiodła. Lewa noga Sebastiana Kerka nie posyłała piłki tam, gdzie chciała. Fran Alvarez i Juljan Shehu starali się, że rywale grali twardo i nie dali tej dwójce grać w piłkę. W obronie – to już było – widzewiacy nie są monolitem od dawna. Nie jest trudno strzelić łodzianom gola.
Inna historia to rezerwowi, zwłaszcza Jakub Łukowski, który w niczym nie przypomina siebie z początku sezonu (gdzie są trenerzy?) i przede wszystkim Hilary Gong. To chyba jeden z najgorszych piłkarzy, jaki grał w Widzewie w tych 114 latach. To też zresztą zadziwiające, bo przecież Nigeryjczyk miał niezłe liczby w Trenczynie, a Holendrzy z Vitesse zapłacili za niego naprawdę duże pieniądze (podobno 2 miliony euro). Widzew też zapłacił, sporo jak na siebie, bo kilkaset tysięcy. A Gong nie umie prosto kopnąć piłki. Jego występ przeciwko Puszczy to było apogeum jego nieporadności w Widzewie.
CZYTAJ TEŻ: Biega, traci pan Hilary… Klimek gorszy od Gonga?
W sobotę czerwono-biało-czerwoni podejmą u siebie Raków Częstochowa. Trener przed meczem powie o dobrym przygotowaniu, zapewni, że na ten pojedynek jest plan, że Widzew musi zagrać lepiej niż ostatnio. Ale sam mecz i jego wynik, to już będzie loteria. Po remisie na początek sezonu potem Widzew wygrał dwa mecze, a później były remis, porażka, wygrana, porażka, remis, wygrana, remis, porażka, wygrana, porażka, porażka, wygrana i porażka. Tak się nie buduje drużyny.
I nie obchodzi się urodzin, tak jak Widzew zrobił to w poniedziałek. To był wstyd.