Marcin Olczyk (Łódzki Sport): Jak się czujesz? Kiedy możesz wrócić do treningów i co robisz, że stało się to zgodnie z planem jak najszybciej?
Jakub Wrąbel (Widzew Łódź): Czuję się coraz lepiej. Niedawno minął trzeci miesiąc od zabiegu, dawno nie było mnie na boisku, ale mam nadzieję, że większa część pracy za mną. Codziennie trenuję i kontynuuję rehabilitację, żeby ten powrót był jak najszybszy. Z tyłu głowy pamiętam jednak o tym, że to poważny uraz i wszystko musi być na 100 procent, żebym mógł zacząć treningi z drużyną.
Na czym w takim razie mijają ci teraz dni? Jak walczysz o powrót na boisko?
– Skupiam się przede wszystkim nad odbudową mięśni, w pierwszej kolejności łydki, bo ona najwięcej straciła. Ważna jest też praca manualna ze ścięgnem Achillesa, które musi wrócić do pełnej sprawności. Codziennie ćwiczę po kilka godzin. Cel jest coraz bliżej. Powoli wprowadzamy określone ćwiczenia bramkarskie i jak dobrze pójdzie to niedługo zacznę biegać, a jeśli z tym nie będzie problemu to będę mógł w końcu wejść w mniej zaawansowane treningi bramkarskie na boisku.
Ciężko było ci dopingować kolegów w kluczowych momentach sezonu z trybun?
– Z tej perspektywy zawsze bardziej przeżywa się wydarzenia na boisku. Nie ma się wpływu na przebieg meczu. Jedyną opcją jest dopingowanie i trzymanie kciuków za drużynę. Na szczęście, mimo dużych nerwów, wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Teraz przede wszystkim cieszę się, że udało się ten sezon zakończyć w taki właśnie sposób.
Miałeś chwile zwątpienia? To była bardzo trudna runda…
– Były w całym sezonie ciężkie momenty, ale do końca wierzyłem, że uda się zrealizować zadanie i awansować. Było trochę emocji, ale liczy się efekt końcowy i to z niego trzeba się cieszyć.
Kibice nie mają wątpliwości, że ten awans to również twoja zasługa. Rzadko zdarza się, że aż tyle punktów zapewnia drużynie bramkarz. Czujesz, że awans to też twój sukces?
– Awans to zasługa całej drużyny. Cieszę się, że dopóki byłem zdrowy, mogłem pomagać drużynie na boisku. Byłem wyłączony z gry w końcowej fazie sezonu, ale wydaje mi się, że moja postawa upoważnia mnie do tego, by uznać, że dołożyłem cegiełkę do sukcesu.
Nie obyło się jednak bez wpadek. Któryś błąd czy stracona bramka zapadły ci mocniej w pamięci? Mogłeś zrobić coś więcej np. w derbach?
– Było ich kilka, chociażby w meczach z ŁKS-em czy Resovią. Błędy zdarzają się każdemu, ale trzeba wyciągać z nich wnioski i dalej robić swoje. Wydaje mi się, że na przestrzeni całego sezonu nie było ich za wiele i oby tak zostało jak najdłużej.
Jest taka interwencja czy mecz, z których jesteś wyjątkowo zadowolony?
– Kilka takich zdarzeń miało miejsce, chociażby obrona w ciemno w meczu Pucharu Polski z Resovią. Kolejna to interwencja z ŁKS-em w ostatnich minutach, gdzie -jak wspominałem – popełniłem błąd na początku meczu, ale na koniec złapałem bardzo niebezpieczny strzał Domingueza, dzięki czemu uratowaliśmy remis. Dla bramkarza ważne jest, by po nieudanej interwencji móc się jak najszybciej zrehabilitować i mam nadzieję, że ta sztuka w derbach mi się udała.
DiMedical zostaje z Widzewem. Duże pieniądze dla łódzkiego klubu (WIĘCEJ)
Klub znalazł na twoje miejsce godnego następcę. Henrich Ravas świetnie spisywał się w końcówce sezonu. Trudno było trzymać za niego kciuki?
– Nie jestem zawistną osobą. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby życzyć komuś źle. Cieszę się, że klubowi udało się sprowadzić kogoś odpowiedniego na moje miejsce. Henrich pokazał, że można na niego liczyć i na pewno pomógł drużynie dopiąć awans.
Nie obawiasz się rywalizacji z nim o miejsce w bramce? Kibice bardzo na nią czekają. Wam obu może się ona przysłużyć, ale tylko jeden będzie mógł stać w bramce.
– Jeszcze trochę czasu minie, zanim dołączę do tej rywalizacji, ale dla każdego z nas to, że będzie ona stała na wysokim poziomie, powinno być dodatkową motywacją. Wydaje mi się, że w tym przypadku może ona pomóc nam obu, a drużyna zyska dzięki temu pewność, że na każdego z bramkarzy można liczyć.
Poznałeś się w ogóle z Henrichem? Rozmawialiście? Myślisz, że będziecie dogadywać się na treningach i wspierać w meczach?
– Poznaliśmy się w szatni, ale okazji na wspólny trening jeszcze nie mieliśmy. Za każdym razem jak spotykamy się w klubie wymieniamy kilka zdań. Henrich to bardzo sympatyczny człowiek, a ja lubię pracować w przyjemnej atmosferze, także nie mogę się doczekać wspólnych treningów. Bramkarz to taka pozycja, że jest nas kilku, a grać będzie tylko jeden. Czy będę grał ja, Henrich czy ktokolwiek inny, zawsze najważniejszy będzie wynik i dobro zespołu.
Przychodziłeś do Widzewa jako bramkarz z dużymi umiejętnościami i potencjałem. Wszyscy mówią zgodnie, że tu udało się go wydobyć. To zasługa Andrzeja Woźniaka? Czujesz się lepszym bramkarzem niż przed przyjściem do Widzewa?
– Współpraca z trenerem Woźniakiem układa się od samego początku. Uważam, że praktycznie od początku mojej przygody z Widzewem pokazywałem się z dobrej strony i starałem się ten poziom trzymać. Tak naprawdę z każdym kolejnym rokiem czegoś się uczę, nabieram doświadczenia. W Widzewie zacząłem regularnie grać. Korzyści z tego widać było gołym okiem. Poza tym trener Woźniak to świetny fachowiec. Każdy bramkarz, który grał w Widzewie za jego kadencji, pokazywał się z dobrej strony. Potrafi wyciągnąć z każdego to, co najlepsze.
Jak wyobrażasz sobie Widzew w ekstraklasie? Na co stać w elicie drużynę, na co stać ciebie?
– Ciężko stawiać sobie w tej chwili jakieś wielkie założenia. Drużyna dobrze funkcjonuje, wygraliśmy sparing z Lechem Poznań, także widać, że potencjał jest. Liczę, że pokażemy się z dobrej strony i zapewnimy sobie spokojne utrzymanie, a może uda sprawić się sprawić niespodziankę i jako beniaminek powalczyć o coś więcej? Jeśli chodzi o mnie to chciałbym wrócić do pełni zdrowia i pokazać, że jestem w stanie z powodzeniem występować na poziomie ekstraklasy i nadal być mocnym punktem drużyny.
CZYTAJ TEŻ: Kadra Widzewa na obóz w Woli Chorzelowskiej. Jest też Letniowski