Widzew jest osłabiony, ale biorąc pod uwagę dziesięć ostatnich meczów, z których w dziewięciu osłabiony nie był, jest trzecią najgorszą drużyną w lidze. Po Lechii Gdańsk i Śląsku Wrocław, które są na końcu tabeli. Zanim będzie się snuć wizję świetlanej przyszłości, warto ogarnąć teraźniejszość.
Zimowe przygotowania, kontuzje, odejścia Antoniego Klimka, Kreshnika Hajriziego i przede wszystkim Imada Rondica. Kontrakty Rafała Gikiewicza i Mateusza Żyry, nowa umowa trenera Daniela Myśliwca, brak wzmocnień, wejście do spółki Roberta Dobrzyckiego – tym przez ostatnie tygodnie żyli kibice Widzewa. Działo się naprawdę bardzo dużo, wszystko z dala od boiska.
I trochę niepostrzeżenie wróciła liga. Na przywitanie z PKO Ekstraklasą w 2025 roku czerwono-biało-czerwoni przegrali w Poznaniu z Lechem 1:4. Aż 1:4, a był to najniższy wymiar kary. Rywale byli lepsi właściwie w każdym elemencie gry, a widzewiacy popełniali błędy, zarówno indywidualne, jak i drużynowe.
Błąd popełnił też trener, bo wybrane przez niego zupełnie nowe ustawienie (3-5-2), jak i taktyka na mecz, okazały się złe. Przebieg gry, jak i wynik wskazują na to aż za dobrze. Trudno określić, jak duże znaczenie dla niepowodzenia tego pomysłu miał fakt, że ustawienie drużyny z Łodzi wypłynęło na długo przed meczem, ale przecież Daniel Myśliwiec mógł je jeszcze zmienić.
CZYTAJ TEŻ: Jagiellonia goni Widzew. Gra o pół miliona złotych
Widzew usprawiedliwia trochę oczywiście fakt, że Lech to lider ligi, zespół o wiele bardziej jakościowy, posiadający w składzie indywidualności. Zresztą to właśnie Alfonso Sousa i Mikael Ishak strzelili po dwa gole.
Pewnym usprawiedliwieniem porażki są oczywiście kadrowe braki w składzie łodzian spowodowane kontuzjami i spodziewanym odejściem Imada Rondicia. Trener Myśliwiec jednak nie narzekał. Przed meczem z Kolejorzem był dobrej myśli, przekonywał, że jego drużyna jest dobrze przygotowana i gotowa. Nie ma części piłkarzy, ale są kolejni do gry. Nie mówił o problemie, ale o wyzwaniu. On i jego piłkarze jednak mu nie podołali.
Porażka z Lechem to nie wstyd, właśnie z racji siły i pozycji poznańskiej lokomotywy, ale przebieg meczu i wynik jest jednak zdecydowanie rozczarowujący dla kibiców Widzewa.
Przed drużyną dwa mecze, w których powinno być inaczej. Czas na czyny, a nie tylko słowa. Tym bardziej że w nawale innych tematów (jak na wstępie) nie wszyscy dostrzegli, że nie tylko zaczęła grać liga, ale też sytuacja Widzewa zrobiła się mało ciekawa.
Celem drużyny na ten sezon jest zdobycie 50 punktów i zajęcie miejsca powyżej dziewiątego. Ten drugi jest łatwiejszy do realizacji, bo łódzki zespół jest jedenasty. Ale warto zauważyć, że w ostatniej kolejce ósme miejsce uciekło Widzewowi już na 4 punkty (Motor Lublin), co oznacza, że nie da się go dogonić w jednym meczu. Zaczęła się robić dziura.
Dziesiąty Piast Gliwice oraz dziewiąty GKS Katowice są wciąż na wyciągnięcie ręki (tyle samo i punkt przewagi). Zresztą oba te zespoły wyprzedziły łodzian w ostatni weekend. Przetasowania na miejscach 9-11 są możliwe w przyszły. Ale awans na ósmą lokatę, która jest celem Widzewa i to tym najbardziej minimalistycznym, już nie.
A 50 punktów? Drużyna Myśliwca ma ich 25, a meczów rozegrała już dziewiętnaście. Aby zrealizować ten cel, trzeba zacząć punktować lepiej. Trzeba zacząć wygrywać. Tymczasem w pięciu ostatnich spotkaniach Widzew zwyciężył tylko dwa razy, zdobywając 6 z 15 możliwych punktów. Patrząc na dziesięć ostatnich meczów, jest jeszcze gorzej. Na 30 punktów sięgnął po 10. Wygrał tylko trzykrotnie. Gorsze od widzewiaków są tylko Lechia Gdańsk oraz Śląsk Wrocław, które przecież zajmują ostatnie miejsca w tabeli i spisują się fatalnie. To pewniacy do spadku. Zostaje już tylko jedno miejsce wyrzucające z PKO Ekstraklasy i Widzew niepokojąco się do niego zbliża. Bilans ostatnich dziesięciu kolejek jest tego najlepszych dowodem.
Jak się z tego bagna wydostać? Trzeba oczywiście wygrywać. Rywali, których ekipa Myśliwca ma przed sobą, pokonać trzeba. Cracovia, z którą Widzew zagra u siebie w niedzielę, jest co prawda na piątym miejscu, ale nie wygrała pięciu ostatnich meczów.
Śląsk jest jeszcze gorszy. Z nim łódzki czerwono-biało-czerwoni zagrają w kolejnej serii spotkań. Jak zauważył portal Ekstrastats.pl zespół z Wrocławia w siedmiu kolejnych meczach zdobył tylko jeden punkt, co po raz ostatni zdarzyło mu się w 2002 roku. I wtedy spadł z ligi.
Widzew ma więc przed sobą dwie słabe ekipy. Wielu kibiców domaga się (trochę wbrew wynikom) przedłużenia kontraktu trenera Myśliwca, widząc w nim trenera, który zbuduje wielki Widzew. Ale najpierw jest tu i teraz. Owszem, z Lechem jego drużyna była osłabiona, ale w dziewięciu meczach na koniec roku (a jeszcze było odpadnięcie z Pucharu Polski) grała w najsilniejszym zestawieniu: z Juanem Ibizą, Marcelem Krajewski, Kamilem Cybulskim i Imadem Rondiciem. Myśliwiec grał składem, jakim chciał grać, realizował swój pomysł i wizję. Ale to nie zadziałało. Wyniki o tym świadczą – przypomnijmy, że gorsze w tym okresie były tylko Lechia i Śląsk.
Fani Widzewa oczywiście mogą mieć rację, że drużynę z Serca Łodzi czeka świetlana przyszłość z Myśliwcem, ale najpierw trzeba ogarnąć teraźniejszość. Jest takie powiedzenie: “indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”.
Zanim więc powstanie kolejny wielki Widzew, tym razem Myśliwca, niech się spokojnie utrzyma, a jeszcze lepiej niech zrealizuje cel, czyli miejsce powyżej dziewiątego i 50 punktów. Najlepiej obronić się wynikami. Czynami, a nie słowami. Dwa następne mecze pasują do tego idealnie. Bo jak nie wygrać z tymi rywalami, to z kim?