Chcesz awansować, tylko remisujesz z ostatnią drużyną w lidze, ostatnie minuty grasz w przewadze. Dlaczego Widzew nawet nie spróbował zdobyć zwycięskiego gola?
W niedzielę Widzew bezbramkowo zremisował z Górnikiem Polkowice, co trzeba traktować jako porażkę, bo to ostatni zespół w tabeli Fortuna 1. Ligi. Czerwono-biało-czerwoni grają przecież o awans do PKO Ekstraklasy.
Po zwycięstwie ze Stomilem Olsztyn w poprzedniej kolejce pisaliśmy o tym, co nas cieszy. Teraz nie cieszy nas nic. Wiele rzeczy natomiast nas martwi.
To oczywiste. Widzew po meczu z ostatnią drużyną w lidze dolicza sobie tylko jeden punkt i przewaga nad trzecią Koroną Kielce zmalała już tylko do trzech punktów. Robi się ciepło, a może być gorąco.
Nie wiadomo jeszcze na 100 procent, co w 42. minucie pierwszej połowy stało się bramkarzowi Widzewa, ale wiadomo, że wypada na dłużej. I robi się bardzo duży problem, bo Wrąbel to ostoja drużyny, człowiek, który uratował wiele punktów. Bez niego będzie bardzo trudno. Oczywiście trzeba trzymać kciuki za Konrada Reszkę, który gdy gra w trybie awaryjnym, to nie zawodzi, ale teraz wskoczy w buty podstawowego bramkarza. Nigdy w takiej roli nie był. Czy da radę? Jeszcze bardziej martwi jego zmiennik, bo Mateusz Ludwikowski właściwie nie ma żadnego doświadczenia. Ma 18 lat i zero meczów w pierwszej drużynie na koncie.
Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy widzieliśmy, jak w Głogowie poruszali się piłkarze Widzewa. Czy to był mecz ligi oldbojów? Nie tak wyobrażamy sobie drużynę walczącą o ekstraklasę. Nie tak wyobrażaliśmy sobie wicelidera rozgrywek. Nie tak wyobrażamy sobie Widzew.
Gdybyśmy nie widzieli w tym sezonie Widzewa grającego ładną, a nawet piękną piłkę, to pewnie byśmy się teraz nie czepiali. Ale widzieliśmy i wiemy, że tę drużynę – nawet przy kadrowych brakach – stać na wiele więcej, niż na to, co widzieliśmy w meczu z Górnikiem, czy na inaugurację ligi z Arką Gdynia.
CZYTAJ TEŻ: Jest jedna „czwórka”. A reszta? Oceny piłkarzy Widzewa
Martwi nas to tym bardziej, że taki stan trwa już dość długo. Udane, dobre mecze, zdarzają się Widzewowi od święta. Norma to mecze słabe. Przekłada się to na wyniki, bo z 10 ostatnich meczów w lidze drużyna Niedźwiedzia wygrała tylko dwa! Ten ze Stomilem ponad tydzień temu oraz z Zagłębiem Sosnowiec w listopadzie. Zdobył w nich tylko 11 punktów, co jest dopiero 13. wynikiem w lidze.
Prawda jest taka, że więcej było kompromitacji niż zwycięstw, bo do takich trzeba zaliczyć mecze z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Arką Gdynia i teraz ten remis z Górnikiem.
Martwi nas także brak symetrii między defensywą, a ofensywą Widzewa. W Głogowie znów na ławce nie było żadnego obrońcy. Widzew oczywiście ma wielkiego pecha, bo wypadli Tomasz Dejewski, Daniel Tanżyna, a nawet Adam Dębiński, który miał szansę na debiut, a teraz jeszcze pierwszy bramkarz Jakub Wrąbel. Zimą trzeba było chyba jednak sprowadzić przynajmniej jeszcze jednego obrońcę, a skupiono się na zawodnikach ofensywnych…
…co sprawia, że kilku piłkarzy ma prawo być niezadowolonym, bo siedzą na ławce, albo w ogóle wypadają z kadry na mecz. Niezadowolony będzie, a może już jest także trener Niedźwiedź, bo co chwilę musi i będzie musiał odpowiadać na pytania o zawodników, którym nie daje grać. Mowa przede wszystkim o Przemysławie Kicie, który znów nie wstał z ławki rezerwowych. To samo spotyka Mattię Montiniego, a przecież jesienią miał być silnym punktem Widzewa. Gdzie zniknął Kacper Karasek, który tak fajnie się rozwijał, a teraz nawet nie pojechał na mecz? Póki co efekty są takie, że w łódzkiej drużynie jest bardzo dużo ofensywnych graczy, a w ofensywie zawodzi. Nie tak miało być i to martwi.
To też nas martwi, bo przez ostatnie lata kibice Widzewa swoje przeżyli. Szczególnie rundy wiosenne szargały ich nerwy, a przecież kupują karnety i w liczbie kilkunastu tysięcy wspierają z trybun. Podczas meczu z Górnikiem jeden z fanów Widzewa napisał na Twitterze, że Widzew zaczyna przypominać mu zespół Enkeleida Dobiego, m.in. z Bartłomiejem Poczobutem, Mateuszem Możdżeniem i Łukaszem Kosakiewiczem w składzie, a tego już nikt nie chciałby sobie przypominać. To zły znak.
Ale chyba najbardziej martwi nas to, że w samej końcówce meczu z Górnikiem widzewiacy nie ruszyli do ataku, chociaż remisowali i grali w przewadze. To nawet rywale mieli okazje, a nie oni. Pewnie będą się pojawiać teorie spiskowe, że widzewiacy nie mieli sił, że są źle przygotowani, tym bardziej, że przez cały mecz biegali tak wolno i jednostajnie. Trener pewnie temu zaprzeczy. To dlaczego nie było ataku husarii w ostatnich minutach? Nawet jakiegoś wbicia piłki w pole karne na aferę? Dlaczego nie było walki do końca? Dlaczego?