Euro za nami. Ciekawy turniej, który po pandemicznej pustce trybun przypomniał, jak emocjonująco mogą wyglądać mecze. Piłkarze obdarowali nas dużą dawką adrenaliny, spektaklami ze zmiennym scenariuszem i napięciem trzymającym do ostatniej sekundy meczu.
Mam też jednak poczucie schizofrenicznej dwubiegunowości i wrażenie, że to turniej ją spowodował. Z jednej strony zjednoczone trybuny przy reanimacji Eriksena, wspólnota w obliczu zagrożenia śmiercią, ponad podziałami, sympatiami, łącząca obcych sobie ludzi.
Z drugiej strony dantejskie sceny przed finałem, zdewastowany Londyn, dzicz wdzierająca się na stadion, tratująca ludzi (ojciec Maguire’a z połamanymi żebrami), bijatyki kibiców, pijaństwo, chlew i żenada. Tu widzimy postawę – finał ponad wszystko, ponad zdrowie, życie innych, wrogość i agresję. I to w wykonaniu widowni angielskiej, która na co dzień w lidze jest spokojna i karna jak baranki.
Co jest przyczyną takiej zmiany? Czy to, że organizatorem jest UEFA a nie rodzima federacja? Czy wyjątkowość udziału w finale wyzwala w ludziach pokłady barbarzyństwa? Następnego takiego wydarzenia może prędko nie być, więc hamulce puszczają? Brak strachu przed karą? Premier League po takich wybrykach długo byłaby niedostępna dla zwyrodnialców, być może na zawsze.
Jakie było to Euro? Czy takie jak mecz Dania- Finlandia? Czy raczej jak finał? Czy zdarzenia te nie pokazują dwubiegunowości całego środowiska? Giorgio Chiellini jeden z bohaterów turnieju, z jednej strony jowialny, radosny, ściskający przy losowaniu Hiszpana Jordiego Albę jak rubaszny wujek, z drugiej strony bezpardonowo rzucający o ziemię chwytem za koszulkę Bukayo Sakę w finale.
A może patrząc szerzej, wszyscy jesteśmy dwubiegunowi? Może to cecha ludzka, norma i trzeba ją zaakceptować i przejść nad nią do porządku dziennego? Czy może traktować te złe wydarzenia jako błędy i starać się je szybko naprawiać?
Odpowiedź wydaje się prosta. Najbardziej boję się jednak sytuacji, gdy ktoś właśnie uzna, że skoro każdy błąd można naprawić, to właściwie nie ma ograniczeń, barier i zasad moralnych. Nie ma przeciwskazań dla błędów. Nie ma wstydu i odpowiedzialności.
Niestety, świadomość nieprawdy takiego założenia przychodzi zazwyczaj razem z upodleniem, gdy na naprawę nie ma już szansy.