Sprowadzenie zimą 2021 roku Ricardinho uznawane było za transferowy majstersztyk. Oto do naszego pierwszoligowego bagienka zszedł on – król strzelców ligi Mołdawskiej, zawodnik Czerwonej Gwiazdy, sprawdzony na ekstraklasowych boiskach. Innymi słowy, na al. Unii pojawił się futbolowy Jan Chrzciciel, który miał nauczać piłkarskich katechumenów jak należy grać w piłkę. Starczy tego patosu, chociaż należy przypomnieć, że Jan Chrzciciel swoje usługi wykonywał za darmo, a Ricardinho pobierał pokaźnych rozmiarów pensję.
Jeden z działaczy ŁKS-u, wyraźnie zadowolony mówił nawet: “Widzew płaci taką kasę za będącego u schyłku kariery Marcina Robaka, a my za podobne pieniądze ściągnęliśmy takiego gracza”. Mowa o około 15 tysiącach euro miesięcznie. Pieniądze chore jak na pierwszą ligę, ale gdyby Brazylijczyk wprowadził łodzian do ekstraklasy, byłyby w pełni zasłużone.
No właśnie. Gdyby. Ricardinho zawiódł w najważniejszych meczach, o czym mówił sam Tomasz Salski, właściciel ŁKS-u – Ci którzy mieli ciągnąć ten wózek w barażach mnie zawiedli. Myślę, o niektórych cudzoziemcach, którzy nie byli liderami. Oglądaliście te mecze, sami wiecie kto jak się spisywał – mówił po przegranym barażu szef klubu z al. Unii.
Już wtedy pojawiły się plany, żeby rozstać się z Ricardinho, ale mimo usilnych starań agenta i klubu nie było chętnych, a kontrakt obowiązywał jeszcze przez trzy lata…
W trakcie przygotowań do sezonu Brazylijczykowi przytrafiła się kontuzja, przez którą do gry zdolny był dopiero pod koniec września. Zdolny do gry to duże słowo, bo wystąpił w 20 spotkaniach rozegrał 1100 minut i nie strzelił ani jednej bramki, ani nie zaliczył asysty. To nie jest słaby wynik. Dla napastnika to wynik tragiczny, kompromitujący, upokarzający i kilka innych słów, których nie będę przytaczał, bo są powszechnie uznawane za wulgarne.
Ok. Czyli tak. Nasz sympatyczny krytyk kulinarny (tajemnicą poliszynela jest, że więcej czasu niż na treningach spędza w różnych modnych lokalach), rozegrał w ŁKS-ie 35 meczów, strzelił sześć bramek i dwa razy asystował (wszystko w poprzednim sezonie). Jego trafienia dały ŁKS-owi tylko sześć punktów. Gol warty jeden punkt to dobra statystyka w hokeju, ale nie w piłce nożnej. Poza tym gwiazda, której zazdrościć łodzianom miały wszystkie kluby z pierwszoligowej stawki sprowadzona została żeby ciągnąć ofensywę piłkarzy z al. Unii, a była średnio udanym dodatkiem.
Szefowie klubu na pewno plują sobie w brodę. Przecież potrafią liczyć. Skoro przez 15 miesięcy musieli płacić po 15 tysięcy euro, za średnio udane występy fana Prady (polecam obejrzeć zdjęcia na Instagramie, w innych ciuchach Ricardinho nie wychodzi z domu), wydali na niego 225 tys. euro, czyli według kursu z 14 maja prawie 1,1 miliona złotych.
Teraz zadanie dla młodszych czytelników. Podziel 1,1 miliona przez sześć. Wyszło wam 183 tysiące? Gratulacje! Teraz już wiecie ile ŁKS musiał zapłacić za jednego gola Ricardinho.
Brazylijczyka w klubie już nie ma, ale nadal ubiega się o zaległe pieniądze. “Chciałbym powiedzieć, że ŁKS nie przedstawił mi propozycji rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron, jak to napisał na stronie internetowej. To raczej propozycja, by zapłacić mi część mojego wynagrodzenia w sześciu ratach. Już wcześniej pięć razy układałem się z klubem, że mogą mi płacić w ratach. Kilkakrotnie próbowałem pomóc w ten sposób klubowi, ale nigdy to porozumienie nie było realizowane.”. Napisał w swoim oświadczeniu “Rico”. Wygląda na to, że ŁKS musi mu oddać 400 tys. złotych.
Jaki jest morał z tej bajki? Wystarczyło zaufać Łukaszowi Sekulskiemu i nie szukać na siłę wzmocnień, za tak ogromne pieniądze. “Sekul” z Wisłą Płock idzie po nagrodę najlepszego napastnika ekstraklasy, a Ricardinho pewnie pójdzie z ŁKS-em do sądu w FIFA.