W drugiej części rozmowy z Maciejem Szymańskim dyrektor Akademii Widzewa Łódź opowiedział o planach na najbliższą przyszłość, a także o największych wyzwaniach i ograniczeniach dotyczących rozwoju młodych zawodników w klubie.
Marcin Olczyk: Czy pana zdaniem w rozwoju zawodników pomagają wymogi dotyczące gry w składach seniorskich drużyn młodzieżowców?
Maciej Szymański (dyrektor Akademii Widzewa): Nie jestem zwolennikiem rozwiązań siłowych, ale uważam też, że w naszej kulturze, przy naszej mentalności, czasami jest to po prostu potrzebne, żeby ktoś mógł otrzymać szansę. Natomiast kluczowe jest podejście do tych piłkarzy sztabów szkoleniowych. Jeśli mają świadomość, że dalej należy ich kształtować i rozwijać, to powinno to przynieść efekty. Młodzieżowiec musi mieć możliwość adaptacji w pierwszej drużynie i dostawać określone zadania, ustalone w oparciu o jasne wymagania, dostosowane do jego wieku i możliwości. Zwłaszcza że rozwój piłkarzy nie jest limitowany przez wiek. Na naszym poziomie młodzieżowiec to wiek do 21 lat, w ekstraklasie 22, a dla mnie bardzo wymowny jest przykład naszego najlepszego polskiego piłkarza, który na szczyt piłkarski wchodził krok po kroku, dzięki naprawdę ciężkiej pracy i nieustępliwości.
Czy wasza współpraca ze sztabem szkoleniowym pierwszej drużyny Widzewa może uchodzić za modelową? Takich relacji oczekuje pan jako dyrektor Akademii?
– To, że zawodnik debiutuje w pierwszym zespole, jest efektem pewnych działań. Składają się na nie między innymi te cykliczne spotkania przedstawicieli Akademii ze sztabem pierwszego zespołu, dyrektorem sportowym i prezesem. Wymieniamy się spostrzeżeniami, przedstawiamy też analizy dotyczące drugiej drużyny. Przedstawiciele „jedynki” często pojawiają się na meczach rezerw. Prezes czy dyrektor sportowy oglądają występy U19 i młodszych zespołów. To jest bardzo ważne. W ten sposób zwiększamy prawdopodobieństwo słuszności naszych wyborów lub przynajmniej ograniczamy możliwość popełnienia w tym zakresie błędu. Możemy mieć inne zdanie, czasem nawet się sprzeczać, ale ważna jest systematyka i występowanie dyskusji. Jeśli to będzie to uda nam się w sposób przejrzysty określać ścieżki rozwoju młodych zawodników.
Czyli jest to model, który powinien przynosić korzyści obustronne?
– Dokładnie. Tak powinno to wyglądać. Pamiętajmy, że najwyższym dobrem jest klub, więc na jego rzecz pracujemy, a nie na rzecz Akademii czy pierwszej drużyny. Każdy powinien w tych wyborach mieć wiarę, że dany zawodnik będzie w stanie funkcjonować na najwyższym poziomie, bo to pomoże klubowi, wzmocni go nie tylko sportowo, ale też od strony postrzegania jako miejsce dobre dla rozwoju młodych zawodników. A to zachęci kolejnych piłkarzy.
Wspominał pan o pięcioletnim planie rozwoju nakreślonym na początku pana pracy w Widzewie. Czy okoliczności i możliwości są do niego dostosowane? Czy pojawiający się kolejni sponsorzy Akademii pozwalają zwiększać budżet i dawać coraz szersze pole manewru?
– Budżet na pewno systematycznie rośnie, od samego początku. Cieszy nas pojawianie się kolejnych partnerów, bo odbieramy to jako efekt zaufania do naszej pracy. Pozwala to między innymi rozbudowywać sztab szkoleniowy. Musimy tu też pamiętać o wsparciu kibiców, zarówno w wydaniu codziennym, poprzez akcję WOWP, jak i poprzez zbiórki celowe, np. przy okazji meczów derbowych.
Jak ważne dla Akademii Widzewa jest pojawienie się nowego sponsora strategicznego – firmy Panattoni? Pozwoli to dużo zmienić w waszej pracy?
– Bardzo cieszymy się z pojawienia się firmy Panattoni wśród sponsorów Akademii. To dla nas duże wsparcie, ale także wyróżnienie, że tak duża firma zdecydowała się na taki krok. Jest to bardzo istotny krok, który pozwoli nam dalej realizować przyjętą strategię rozwoju Akademii, a nawet w niektórych obszarach ją dynamizować, szczególnie w zakresie jeszcze obszerniejszej opieki nad zawodnikiem.
Trudno pozyskać sponsora dla Akademii Widzewa?
– Ciężko mi powiedzieć, bo ja to w klubie robię na razie koszty, a nie przychody (śmiech). Firmy podchodzą do tego różnie. Niektórzy kierują swoją uwagę na Akademię, ponieważ z różnych powodów nie mogą wesprzeć pierwszej drużyny. Są też tacy, którzy zakładają, że jak wspierają jeden klub w mieście to powinni też drugi. To bardzo indywidualna kwestia, ale jak widać, dział marketingu bardzo dobrze sobie z tym radzi, skoro pozyskujemy kolejnych partnerów Akademii.
Czy czuje pan, że te firmy są angażowane w rozwój Akademii i uczestniczą w jej życiu? Przekazują dalej informacje o jej sukcesach, utożsamiają się z nią, sprawdzają na bieżąco się jak sobie radzicie?
– Na pewno mają poczucie bycia częścią czegoś większego. Mam nadzieję, że uśmiechają się, kiedy widzą efekty swojego wsparcia. Największe zainteresowanie wykazuje, obok właściciela klubu, grupa osób zarządzających akcją WOWP, które żyją tym, co dzieje się w Akademii. Ale jestem przekonany, że pozostali partnerzy i sponsorzy również żywo się nami interesują.
Co w takim razie jest największym hamulcem na drodze rozwoju Akademii Widzewa? Brak infrastruktury?
– Przede wszystkim musimy sobie zdefiniować pojęcie infrastruktura, bo często rozumiemy przez to po prostu liczbę boisk, którymi dysponują drużyny. Ale dla nas to również siłownia, kuchnia, stołówka, bursa, szkoła. Z tymi ostatnimi kwestiami jesteśmy na niezłym poziomie, bo od trzech lat współpracujemy z tą samą szkołą, a w bursie każdego roku, ze wsparciem Samorządu Województwa Łódzkiego, za które jesteśmy bardzo wdzięczni, zwiększamy liczbę dostępnych miejsc. Dużym ograniczeniem są oczywiście boiska – nie tylko z punktu widzenia komfortu pracy, ale też pod kątem realizacji programu szkolenia. Pewnych rzeczy na połowie boiska zrobić się po prostu nie da. Natomiast od początku podchodziłem do tych zagadnień z takim nastawieniem, żeby wykorzystywać w stu procentach, czyli możliwie najefektywniej, to, co mamy. Wpływ nas, czyli trenerów, na to, czy mamy jedno boisko, czy siedem, jest żaden, więc koncentrować powinniśmy się na tych aspektach, na które realnie oddziałujemy.
Czy pan, jako dyrektor Akademii, bierze udział w tym szeroko zakrojonym projekcie poszukiwania nowej bazy treningowej dla Widzewa? Czy ten temat cały czas jest w klubie podnoszony?
– Rozmawiamy o alternatywach, dyskutujemy, w jakim kierunku powinno to iść, ale musimy mieć świadomość, że możliwości infrastrukturalne w Łodzi w ogóle są mocno ograniczone. Generalnie jako tak duże miasto dysponujemy bardzo niewielką liczbą boisk sztucznych. Nie dotyka to tylko nas, ale też inne kluby, chociaż na tym poziomie rozgrywkowym chyba tylko nas.
Jakie macie plany i cele na najbliższe półrocze?
– Plan szkolenia ewoluuje. Wprowadzamy pewne rozwiązania, które mają na celu jeszcze dokładniejsze zetapizowanie procesu szkolenia i stworzenie zawodnikom warunków, w których będą mogli jeszcze lepiej rozpoznawać swoje zadania i łatwiej podejmować decyzje na boisku. Będą znali kryteria podejmowania decyzji, które zostaną bardziej ujednolicone. Pracować będziemy też nad komunikacją między sztabami szkoleniowymi, bo zmiany strukturalne z początku sezonu niosą za sobą sporą reorganizację w tym zakresie. Członkowie sztabów drużyn muszą mieć świadomość, że są niezbędną i ważną częścią Akademii, a nie tylko wyspą odpowiadającą za swój zespół.
Skoro podnosi pan ten temat to znaczy, że dotychczas nie zawsze było to oczywiste?
– Wynika to też z tego, jak rozwijała się nie tylko nasza Akademia, ale też piłka w Łodzi. Wpływ miała określona struktura klubów, zależności między trenerami a władzami. Pamiętam za jakie rzeczy odpowiadałem jako trener, rozpoczynając swoją pracę szkoleniową w Widzewie. Byłem wyspą, podobnie jak moi koledzy trenerzy prowadzący inne zespoły. Każdy z nas był wyspą w archipelagu wysp Widzew Łódź, ale nie były one mocno połączone. Chcę, żeby u nas łączył je stały ląd, żeby to była ziemia, po której można swobodnie przejść. To wymaga jednak czasu. Kamerę do treningów można kupić z dnia na dzień, nowy program treningowy wprowadzić choćby od poniedziałku, a ja myślę o rzeczach, które wymagają uchwycenia czegoś więcej, zrozumienia, że poza mną są też inni, którzy mają konkretne potrzeby i zadania. Inaczej skończy się to poczuciem niesprawiedliwości. Trzeba dbać o to, żeby takich złych emocji nie było. I żeby była jasność, nie dotyczy to tylko Akademii Widzewa, bo pracowałem w kilku innych ośrodkach w Polsce i to jest temat, który się bardzo często pojawia. Dlatego tak istotna jest umiejętność współpracy między trenerami i sztabami szkoleniowymi. Na końcu musimy pamiętać, że robimy to dla zawodników, żeby oni się rozwijali, przechodzili z kategorii do kategorii. Trener w każdej z tych kategorii, również ich były już trener, powinien ich wzmacniać.
Macie konkretne oczekiwania względem kolejnej rundy? Stosujecie jakiekolwiek wskaźniki rezultatu? Wynik sportowy, liczba debiutów w „jedynce”?
– Przed każdym sezonem określamy sobie pewne mierniki i będziemy je weryfikować wewnętrznie – w klubie. Natomiast kolejny krok, jeżeli chodzi o metodologię procesu szkolenia i jego ewaluację, też ma na celu to, żeby pomiędzy codzienną pracą, a wynikami było coś pośredniego, co też da się mierzyć i sprawdzać. Wynik w piłce młodzieżowej jest sprawą bardzo płynną, dyskusyjną, z kolei kwestia weryfikacji procesu szkolenia czy przyjmowanych kryteriów oceny meczu i treningu to już codzienna praca. Takie dane też chcemy gromadzić i mierzyć, żeby nasz proces szkolenia był najbardziej optymalny dla zawodników. Nie da się tego weryfikować tylko na podstawie wyników. Dowodem na to niech będzie przykład z gry naszej drużyny U19, która w całej rundzie zanotowała jedną porażkę, ale poniosła ją w meczu, w którym stworzyła prawie najwięcej okazji strzeleckich ze wszystkich rozegranych spotkań. A przegrała. Wynik był niekorzystny, jednak ze szkoleniowego punktu widzenia analiza i ocena tego meczu powinna być zupełnie inna, bo efekty pracy treningowej były widoczne gołym okiem. Trzeba więc weryfikować postawę boiskową w inny sposób niż przez sam wynik, bo ocena rozwoju młodego zawodnika przez pryzmat tego, czy strzeli decydujący o wyniku rzut karny, jest moim zdaniem pomysłem absurdalnym.
W piłce młodzieżowej trudniej jest oceniać zawodnika czy trenera?
– W przypadku szkoleniowców jest o tyle trudniej, że w skali kraju nie ma wypracowanych odpowiednich, jednolitych mierników oceny. Co znaczy, że ktoś jest dobrym trenerem młodzieży, że radzi sobie z codzienną pracą?
Wy macie chyba jednak w tym zakresie coraz więcej narzędzi?
– Tak, to prawda. Ale, co równie ważne, stworzyliśmy strukturę, która pozwala nam codziennie nadzorować pracę trenerów i rozmawiać z nimi o tym, co się dzieje, jak pracują, co, jak i dlaczego robią. Bo oni wnoszą swoją wartość, własne doświadczenie i spojrzenie na różne sprawy. Nie są tylko ślepo wykonującymi zalecenia pracownikami. Mamy pewne ramy, wewnątrz których funkcjonują, ale to oni te ramy po swojemu wypełniają. Ich rola nie jest odtwórcza, ale twórcza, tylko w ramach czegoś. To trochę jak z zawodnikami, których ocenia się przez pryzmat kreatywności. Tylko jak ją rozumieć? Dla mnie kreatywność to umiejętność znalezienia rozwiązań w ramach danej organizacji, struktury, a nie robienie czegoś, co jest irracjonalne. Tak samo jest z trenerami.
Czy trenerzy garną się do pracy w Akademii Widzewa? Możecie swobodnie wybierać szkoleniowców, którzy przynajmniej w teorii spełniają wasze konkretne oczekiwania?
– Raczej tak, chociaż oczywiście zdarzały się przypadki, kiedy wydawało nam się, że będzie wszystko dobrze, a jednak tak nie było. Ludzie, którzy obecnie pracują w Akademii są tymi, których tu chcieliśmy. Natomiast jest to sytuacja analogiczna z zawodnikami. Cały czas sprawa jest dynamiczna, trzeba śledzić rynek i szukać osób, które mogą Akademię jeszcze wzmacniać. Tak musi się dziać w każdej grupie.
Jak obecni trenerzy radzą sobie z dynamiką zmian? Potrafią się dostosować i również samemu rozwijać?
– Myślę, że w tym sezonie uzyskaliśmy dość dużą stabilizację, jeśli chodzi o kadry szkoleniowe. Jest grupa trenerów, którzy pracują już od sezonu 2019/2020 i dalej funkcjonują w Akademii, choć nie obywa się bez pewnych rotacji, zmian w zakresie pełnionych funkcji itp. Dają oni cały czas dużą wartość Akademii, ale tak samo bywa też z tymi, którzy pracują z nami dopiero pół roku. Sztaby szkoleniowe można śmiało porównywać do zespołów piłkarskich. Musi być w nich różnorodność – doświadczenie, ale też młodość, szukanie nieoczywistych rozwiązań. Potrzebni są trenerzy z regionu, potrzebni są też ci spoza. Potrzebujemy tych, którzy grali wcześniej w piłkę i tych, którzy tego nie robili, ale są nauczycielami czy trenerami z wykształcenia. Zgrywać z sobą trzeba różne elementy, bo to wszystko przekłada się na zawodnika, która mając styczność z różnymi ludźmi, może czerpać inspiracje z ich cech i zachowań. Nie zawsze piłkarz będzie dogadywać się z trenerem dobrze, ale to też jest wartością, bo musi spotkać na swojej drodze różne osobowości. Właśnie w ten sposób kształtujemy ludzi, a ważne dla tego procesu są sytuacje trudniejsze, kiedy coś idzie nie po myśli zawodnika. W ramach Akademii chcemy nauczać adaptowania się w różnych warunkach, dlatego dynamiczne zmiany są czymś zupełnie naturalnym. Zawodnicy otrzymywać będą różne bodźce. Ważne, żeby systematyka pracy, którą sobie określimy, była faktycznie realizowana. Jeśli tak będzie, to w przyszłość patrzeć możemy z optymizmem i nadzieją.
Przegapiłeś pierwszą część wywiadu z Maciejem Szymańskim, w której dyrektor Akademii Widzewa podsumował minione półrocze i opowiedział o kulisach współpracy ze sztabem szkoleniowym pierwszej drużyny? Nic straconego! Zachęcamy do lektury tekstu, który na łamach ŁÓDZKIEGO SPORTU opublikowany został w sobotę 25 grudnia (WIĘCEJ).
Akademia WidzewaMaciej SzymańskiPiłka młodzieżowaWidzew Łódź