Kibice martwili się o zdrowie Jordiego Sancheza, ale hiszpański napastnik Widzewa pokazał, że martwić się nie trzeba. I podziękował komuś, kto pozwolił mu wrócić na boisko.
Zdrowotne kłopoty Jordiego Sancheza ciągnęły się od końca ubiegłego sezonu. Hiszpan w kilku meczach grał z pękniętą kością stopy. Po prostu przyjmował środku przeciwbólowe i wychodził na boisko. W końcu i to nie było już możliwe.
Po sezonie Hiszpan wracał do zdrowia dzięki zabiegom i rehabilitacji. Były jednak problemy. By je rozwiązać, Jordi latał nawet do Barcelony do zaprzyjaźnionej kliniki. W końcu jednak wrócił do pełnych treningów.
W niedzielę wyszedł w pierwszym składzie Widzewa w meczu z Puszczą Niepołomice, który inaugurował nowy sezon. Został zmieniony dopiero w samej końcówce. Kibice żegnali go brawami.
Co prawda Jordi gola nie strzelił (miał dwie okazje), ale zaliczył kapitalna asystę przy bramce swojego rodaka Frana Alvareza. Bardzo dobrze wyglądał pod względem fizycznym. Tak jak ostatniej jesieni walczył do upadłego z obrońcami rywala.
– Jordi zagrał dobre zawody, był skoncentrowany, agresywny, czujny, czekał na swoją szansę. Jego dobry występ spowodował, że Imad Rondić wszedł na boisko tak późno. Oczywiście on potrzebuje jeszcze zgrania z drużyną, ale w tym przypadku było to podyktowane tym, że Jordi w grze i to był jego dobry występ – skomentował trener Janusz Niedźwiedź.
Jordi był szczęśliwy po meczu, a szczęśliwy Jordi to dobry znak dla zespołu. W poniedziałek za pośrednictwem Twittera podziękował prof. Marcinowi Domżalskiemu, który od lat współpracuje z Widzewem, także w tym sezonie.
“Chcę podziękować profesorowi Domżalskiemu za cierpliwość w stosunku do mnie i za to, że pozwolił mi być gotowym do zawodów i sprawił, że znów poczuję się piłkarzem” – napisał hiszpański napastnik.