Przyznam, że po nałożeniu na sponsora karnych odsetek za spóźnioną o kilkanaście dni wpłatę, pomyślałem, że nic Widzew niczym nie jest już w stanie mnie zaskoczyć. Okazuje się jednak, że “the sky is the limit”, co w dowolnym tłumaczeniu znaczy, że dla zarządu klubu nie ma granic w wymyślaniu bzdur…
Przyznam, że długo nie mogłem uwierzyć, gdy dowiedziałem się o badaniu alkomatem kibiców wchodzących na stadion. Nie, nie wszystkich z ponad 17 tys. widzów, którzy przyszli na mecz z Górnikiem Zabrze, ale wyselekcjonowanych. Tych, którzy oglądają mecze z lóż dla VIP-ów. Tak się złożyło, że dmuchać w alkomat musieli ci, za którymi nie przepada prezes Widzewa, czego zresztą nie ukrywa. Jak twierdzą zainteresowani, w tym przypadku ich adwersarz nie doczekał się satysfakcji, bo wyszło, że obaj badani na okoliczność nietrzeźwości, byli trzeźwi.
W rozdziale IV regulaminu imprezy masowej opublikowanego na stronie internetowej Widzewa czytamy (pkt 1., podpunkt d), jest napisane: “zakazuje się wstępu na imprezę masową – mecze piłki nożnej osobie (…) znajdującej się pod widocznym wpływem alkoholu, środków odurzających, psychotropowych lub innych podobnie działających środków”. Nie jest więc wyjaśnione, co to jest “znaczący wpływ alkoholu”.
Pojawiają się jednak pytania, co by się stało, gdyby np. u kogoś alkomat wykazał – załóżmy – 0,25 promila? Czy zostałby wpuszczony na stadion? Ile wynosi granica, której na Widzewie nie można przekroczyć? Czy tak jak u kierowców – od 0,2 do 0,5 to stan wskazujący na spożycie alkoholu, a powyżej to już nietrzeźwość. Ale przecież są kraje, w których granica to 0,8 promila (m.in. USA, Anglia, Irlandia, Malta). Kto ma to oceniać: ochroniarz odczytujący wskazanie alkomatu czy może indywidualnie prezes przebierający nogami w oczekiwaniu na pozytywny wynik?
To pokazuje, że sytuacja przed spotkaniem z Górnikiem była zwyczajnym nękaniem ludzi, których prezes uważa za swoich wrogów. Tak się składa, że badani alkomatem, o których wiem, są związani ze stowarzyszeniem odbudowującym klub po upadku. To by potwierdzało wcześniejszą tezę, że w zarządzaniu przez konflikt uprawianym przez prezesa, “wrogami” są działacze Reaktywacji. Skoro nie udało się obrzucić ich błotem, pisząc w oświadczeniu o fikcyjnych fakturach za czasów poprzedników i niekorzystnych umowach, to trzeba uderzyć w inny sposób.
Prezes Widzewa zapomniał/nie wpadł na to (niepotrzebne skreślić), że gdyby nie ludzie ze stowarzyszenia, nie byłoby go dziś w Widzewie i nie miałby okazji pojawiać w głównych sportowych mediach, choćby – przepraszam za ironię – przy okazji odśnieżania boiska.
Wracając do badania alkomatem, zapytałem kibiców wchodzących na inne trybuny, czy byli sprawdzani, czy może widzieli takie przypadki. Kilkanaście osób odpowiedziało, że niczego takiego nie było… Sytuacja jest więc żenująca. Gdy prezes tyle samo energii poświęcał sprawom sportowym, być może Widzew nie byłby dopiero 15. drużyną rundy wiosennej, a piłkarze w od lutego do kwietnia mogliby trenować na dobrych boiskach.
PS. W niedawnym felietonie “Szanuj sponsora swego, bo możesz nie mieć żadnego…” napisałem: “nie wszyscy jednak szanują sponsorów – zamiast rozkładać przed nimi czerwony dywan, wysyłają wezwanie do zapłaty karnych odsetek za kilkudniową zwłokę w przelaniu kolejnej raty (jeden ma wezwanie do zapłaty 105 zł!!!). Gdybym tego nie zobaczył, nie uwierzyłbym, że równie kuriozalna sytuacja jest możliwa”. Nie pisałem, o który klub chodzi, ale powiedzenie o uderzeniu stół… znów okazało się prawdziwe. Zamiast posypać głowę popiołem, przeprosić za błąd (przecież errare humanum est), Widzew wysłał do ukaranej odsetkami firmy oficjalne pismo z pytaniem, kto poinformował mnie o naliczeniu karnych odsetek. Trudno to nawet skomentować, bo wygląda to na celowe działanie na szkodę klubu, bo cierpliwość nawet największych kibiców, tych zamożnych, dzielących się z Widzewem zarobionymi pieniędzmi, ma swoje granice.
2 Comments
Artykuł na zlecenie oderwanych od koryta.
news na zamówienie oderwanych od koryta szkodzących Widzewowi.