Zdaniem Ireneusza Mamrota, trenera ŁKS-u, w meczu z Zagłębiem Sosnowiec żadna z drużyn nie zasłużyła na zwycięstwo.
Reklama
– Słabsza była w naszym wykonaniu pierwsza połowa. Trzeba się cieszyć, że skończyło się 0:0, bo Zagłębie było od nas groźniejsze i miało bardzo dobrą sytuację, którą wybronił Arek Malarz. Mieliśmy problem z odbiorem piłki i brakiem agresji, nie potrafiliśmy zrealizować na boisku tego, co chcieliśmy grać. Po zmianach nasza gra wyglądała lepiej – mieliśmy sytuacje i mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Nie jesteśmy z tego remisu zadowoleni, ale uważam, że to sprawiedliwy wynik. Cieszy to, że w drugim kolejnym meczu nie tracimy bramki, ale musimy stwarzać więcej sytuacji w ofensywie. Na pewno na początku nowego tygodnia zwrócimy na to większą uwagę – zapowiedział trener biało-czerwono-białych.
„To nie są przypadkowi zawodnicy”
Ireneusz Mamrot zaznaczył, że tak twardy opór Zagłębia nie był dla niego zaskoczeniem. – Oglądaliśmy ich mecze i wiedzieliśmy, że na papierze to może być ostatni zespół ligi, ale na boisku mają piłkarzy z wieloma meczami w Ekstraklasie czy mistrzostwami Polski na koncie. To nie są przypadkowi zawodnicy. Uważam, że Zagłębie to drużyna, która ma duży potencjał. Ten zespół musi w końcu kiedyś wypalić. My chcieliśmy zrobić wszystko, żeby nie stało się to dziś, tylko w następnych kolejkach – powiedział trener ŁKS-u.
Moskal: „ŁKS chce dalej grać to, co gra od kilku sezonów”
Przy okazji sobotniego meczu po niecałym roku nieobecności powrócił na al. Unii Kazimierz Moskal. Były trener „Rycerzy Wiosny” zdradził, że przed meczem spotkał się z prezesem ŁKS-u, Tomaszem Salskim.
Reklama
Zdaniem Moskala zespół nie zmienił się znacząco od czasu jego pożegnania z Łodzią. – Myślę, że ŁKS dalej chce grać to, co grał przez kilka ostatnich sezonów. Zmieniło się paru zawodników, ale wielu piłkarzy pamiętam jeszcze z czasów pracy w Łodzi – powiedział trener, który przed meczem został oficjalnie przywitany przez spikera i nagrodzony oklaskami przez nielicznych obserwatorów spotkania.