Udało się! Po raz pierwszy w tym sezonie Widzew zwyciężył na stadionie rywala. To zwycięstwo ma wielką wartość, bo zbliża łódzką drużynę do czołówki.
Aż pięciu zmian w składzie dokonał trener Enkeleid Dobi po zwycięskim meczu z Chrobrym Głogów. Do jedenastki wskoczyli Patryk Stępiński, Mateusz Michalski, Marek Hanousek i Marcin Robak, a tuż przed meczem ze składu wypadł jeszcze Krystian Nowak, który po rozgrzewce narzekał na uraz. To była duża strata.
Widzewiacy zaczęli ofensywnie, widać było że bardzo zależy im na odniesieniu pierwszego w tym sezonie zwycięstwa na wyjeździe. Mieli swoje pomysły na sforsowanie obrony Stomilu, tyle tylko, że wręcz razili niedokładnością. Szczególnie ostatnie podania były bardzo niecelne i nic z tych akcji nie wychodziło. Na szczęście łodzian to nie zrażało i próbowali dalej, aż podania zaczynały być dokładniejsze. Pod bramką gospodarzy zaczęło być groźnie. W 18 minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Michalskiego głową strzelał Przemysław Kita. Bramkarz Stomilu odbił piłkę na słupek.
Po chwili znów Kita wystąpił w roli głównej. Tym razem wystawił jednak piłkę Robakowi. Niestety strzał kapitana Widzewa został zablokowany. Z kolei dwie minuty później Michał Leszczyński (Widzew testował go zimą) obronił uderzenie z dystansu Bartłomieja Poczobuta.
Widzew atakował dalej. W 26 minucie bardzo ładnie w pole karne dośrodkował Michael Ameyaw, ale Michalski niestety nie zdołał zamknąć akcji. Szkoda bardzo, ale trzeba pochwalić łodzian za ofensywną grę. Brakowało jednak kropki nad i.
W tyłach na szczęście było spokojnie. Stomil miał wielkie problemy z wyprowadzeniem piłki i kreowaniem gry. Goście im skutecznie przeszkadzali, grali wysoko i agresywnie.
Ostatnią szansę na gola przed przerwą Widzew miał w 45 minucie, kiedy po dośrodkowaniu Ameyawa głową strzelał Robak. Leszczyński odbił piłkę nad poprzeczkę. Bardzo szkoda, że łódzki zespół nie zdobył gola przed przerwą.
Tym bardziej, że drugą połowę lepiej zaczęli gospodarze. Wydawało się nawet, że widzewiacy dostali zadyszki. Pod bramką Jakuba Wrąbla groźnie było po strzale Wojciecha Łuczaka, ale piłka odbiła się od Stępińskiego i wyszła na róg. Na szczęście gol padł po drugiej stronie boiska. Po dośrodkowaniu w pole karne Kity, bramkarz Stomilu chwycił piłkę, ale od razu wypuścił ją z rąk. Z dobitką zdążył najlepszy na boisku Ameyaw.
Stracona bramka zniechęciła gospodarzy, już nie atakowali tak, jak zaraz po przerwie. Widzewiacy przejęli piłkę i to oni dłużej się przy niej utrzymywali. Nie podkręcali już tempa, ale próbowali przedostać się pod bramkę Stomilu. Dwa razy bliski strzelenia gola był dobry w powietrzy Daniel Tanżyna. Z kolei w 86 minucie przed szansą stanął Paweł Tomczyk, ale zwlekał ze strzałem i stracił piłkę.
Na szczęście pod bramką Widzewa już nic złego się nie działo i łodzianie dowieźli prowadzenie do końca. Wygrali na wyjeździe po raz pierwszy w tym sezonie!
Widzew ma 31 punktów i do szóstego Radomiaka (jeden mecz mniej) traci trzy oczka. Do piątej Arki Gdynia o jedno więcej. Widzew jeszcze się nie poddał!
Stomil Olsztyn – Widzew 1:0 (0:0)
0:1 Ameyaw 55.
Stomil: Leszczyński – Byrtek, Remisz, Carolina – Sierant (82. Szabaciuk), Van Huffel (72. Szramka), Skrzypczak (75. Ogrodowski), Straus (82. Mosakowski) – Łuczak, Hinokio – Szczutowski Ż (75. Kuświk).
Widzew: Wrąbel – Stępiński, Grudniewski, Tanżyna Ż, Gach – Ameyaw (75. Samiec-Talar), Poczobut, Hanousek (72. Możdżeń), Michalski (75. Kun) – Kita (72. Tomczyk), Robak (88. Mucha).
Autor: Janek