Siódma, ligowa porażka z rzędu PGE Skry Bełchatów. Najlepszym środkowym bełchatowian jest… Andrea Gardini.
PGE Skra Bełchatów grała z Cuprum Lubin. Jeżeli bełchatowianie wrócą na zwycięskie tory to właśnie z drużyną z Lubina będą walczyli o play-offy. Andrea Gardini, nowy trener Skry nie miał dużego wyboru przy doborze składu. Kontuzji doznał Lukas Vasina, więc na skrzydłach musieli zagrać Dick Kooy i Filippo Lanza.
Bełchatowianie zaczęli świetnie i wygrali pierwsze dwie partie. W pierwszym secie świetnie spisywał się Dick Kooy, który zawodził w poprzednich meczach. Zdobył sześć punktów, przyjmował z 67. proc. skutecznością. Może uznany szkoleniowiec z Włoch ma na niego zbawienny wpływ. Drugi set należał to Filippo Lanzy i Aleksandara Atansajievicia. To zawodnicy Skry, którzy podobnie jak Kooy, najbardziej zawodzili gdy bełchatowianie przegrywali siedem meczów z rzędu. Atakujący z Serbii nareszcie dał od siebie coś ekstra. Zdobył siedem punktów, a dołożył pięć oczek. Wydawało się, że Skra pewnie zmierza po zwycięstwo.
I przyszedł trzeci, kluczowy set. PGE Skra walczyła punkt za punkt, ale psuła zagrywki. Było po 22, gdy zawodnicy z Bełchatowa stracili koncentrację. Cuprum grało setbola i chociaż pierwszego udał się wybronić, to przy drugim Mateusz Bieniek trafił zagrywką w siatkę. Znowu zabrakło koncentracji i do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebny był czwarty set.
W nim bełchatowianie zaczęli świetnie. Prowadzili 6:2 gdy Paweł Rusek, trener Cuprum wziął czas. Lubinianie wywierali na gospodarzach presję. Zdołali zbliżyć się na dwa punkty (12:10). Po asie Adama Lorenca Cuprum wyrównało. Niestety, ale po dwóch udanych setach, Kooy zawodził w następnych partiach. Po czapie Floraina Krage na Holendrze, przyjezdni prowadzili. Kluczowy był błąd Lanzy. Włoch źle przyjął i Cuprum miało dwa punkty przewagi. Gotowało się w Atanasjieviciu. Serb popełnił błąd w ataku i przyjezdni byli blisko tie-breaka. Skra obroniła pierwszą piłkę setową, przy drugiej serwował Karol Kłos, ale Lorenc po kontrze wygrał seta drużynie z Lubina. Bełchatowianie grali kolejny tie-break.
Chociaż w piątej partii Skra długo prowadziła to Cuprum wyrównało na 8:8. Błędy, podobnie jak podczas meczu z Karlovarsrko popełniali środkowi. To dziwne, bo wcześniej Kłos i Bieniek byli najważniejszymi zawodnikami Skry, którzy byli w stanie sami wygrywać spotkania. “Niemożliwe, nieprawdopodobne” – krzyczeli komentatorzy, gdy Lorenc skończył atak na 12:10 dla Cuprum. Atakujący lubinian był najlepszy na boisku. Meczbola Cuprum mogło grać, po tym jak Bieniek dotknął piłki w bloku, a ta wyleciała na aut. Przed piłką meczową Skrę obronił… trener Gardini. Włoch miał sporo szczęścia bo reklamował dotknięcie siatki w ataku lubinian. Okazało się, że miał rację i było po 13. Potrzebne były przewagi. Skra wyszła na prowadzenie po asie Bieńka. Niestety, wicemistrz świata zepsuł następną zagrywkę.
PGE Skra Bełchatów – Cuprum Lubin 2:3 (25:18, 25:21, 23:25, 15:17)