Podczas wtorkowej konferencji prasowej właściciel Widzewa zabrał głos w sprawie filmiku opublikowanego przez Miejską Arenę Kultury i Sportu. To efekt konfliktu, który od wielu miesięcy toczy się między spółką a klubem Widzew Łódź. Tomasz Stamirowski przyznał, że takie nagranie to przekroczenie pewnej granicy, ale jednocześnie podkreślił, że wciąż bardzo zależy mu na tym, by stosunki na linii MAKiS – Widzew uległy znaczącej poprawie.
– Będziemy podejmować próby kontaktu z Miastem, ale działania w sierpniu są utrudnione. Sam opóźniłem swój wyjazd urlopowy przez tę sytuację. Wiemy, że obecnie na urlopie przebywają m.in. pani prezydent i pan wiceprezydent. Oczywiście pojawi się prośba, byśmy nie zaogniali tego konfliktu, a zamiast tego usiedli i rozwiązali problemy, które się pojawiają, jak chociażby dojazd do naszego ośrodka – oznajmił Stamirowski. – Jestem osobą, która dąży do kompromisu, ale pewne rzeczy musimy jasno powiedzieć. Nie możemy być obojętni wobec tego, co się wczoraj zadziało – dodał.
Właściciel Widzewa podkreślił, że nie ma najmniejszego zamiaru rewanżować się autorom filmiku. Zaznaczył, że w takiej sytuacji niezbędna była jednak stanowcza reakcja klubowych władz.
– Mam nadzieję, ze to uzmysłowi wszystkim, że niektóre przekazy dotyczące klubu mogą być zmanipulowane. Ważny jest przekaz, jaki jest kreowany. Jeśli on jest fałszywy, to nie powinno tak być. Zdecydowaliśmy się na zwołanie konferencji prasowej, by unaocznić wszystkim, jak pewne rzeczy wyglądają. Oczywiście nie chodzi o to, by zderzać się z Miastem, ale nie możemy nie reagować. Pewnych zasad nie można przehandlować, a w tak czarno-białej sytuacji, z jaką mamy tu do czynienia, nie można było iść na kompromis.
CZYTAJ TAKŻE >>> A może jednak zrobić krok w tył? [FELIETON]
Tomasz Stamirowski podkreślił także, że klub od Miasta oczekuje wsparcia, a nie rzucania kłód pod nogi. Szczególnie w pierwszym od kilku lat sezonie w PKO Ekstraklasie – sezonie trudnym nie tylko ze względów sportowych, ale także finansowych.
– To jest Widzew. Gdybym był inwestorem z zewnątrz, pewnie bym powiedział „Gdzie ja jestem?”. To jest smutne i to jest jeden z elementów, dla których dużych inwestorów prywatnych w polskiej piłce jest ciągle mało. Inwestowanie w piłkę jest trudne. My też mamy sezon, który zakończymy na minusie, kwestia tego, jak dużym. Także to nie jest tak, że zarabiamy będąc w ekstraklasie. To wciąż jest działalność deficytowa – powiedział w rozmowie z „Łódzkim Sportem” Stamirowski.
– Ta cała sytuacja jest bardzo obciążająca i męcząca psychicznie dla wszystkich, bo powinniśmy się skupić na sporcie, a nie rozwiązywać jakieś dziwne problemy – zakończył właściciel klubu.
CZYTAJ TAKŻE >>> Widzew wciąż walczy o Filipa Starzyńskiego. Prezes mówi też o innych transferach