Bycie kibicem to zgoda na wielkie, skrajne emocje, ale te, które targały ostatnio kibicami Widzewa, są naprawdę ogromne. W sobotnim meczu łodzianie mogli przegrać więcej niż się wydaje, a wygrali ostatecznie więcej niż ktoś z fanów mógł oczekiwać. Ba, wydaje mi się, że jedynym, który zakładał, że zyski będą tak wielkie, był trener Daniel Myśliwiec.
„Gdzie tak pięknie potrafią przypuszczać?
Gdzie takie dzikie tłumy drogą fantazji szłyby?
Cały mój kraj, zamknięty w „gdyby”
– pytali w swoim doskonałym kawałku „Gdzie tak pięknie?” Łona i Webber, więc i my zamknijmy mecz z Ruchem Chorzów w tym najbardziej polskim ze słów. Gdyby Widzew tego meczu nie wygrał na głowy szefów klubu i trenera Myśliwca posypałyby się jeszcze większe gromy niż od momentu ogłoszenia terminu spotkania, czyli od chwili, gdy wszyscy zdali sobie sprawę, jak osłabiona będzie łódzka drużyna w przerwie na kadrę. Ravas – Milos, Szota, Ibiza, Ciganiks to piątka, która mogłaby stworzyć zupełnie przyzwoitą jak na ligowe warunki defensywę, a do tego jeszcze Kerk, Shehu i potencjalnie Pawłowski, który ostatecznie wybiegł na kilka minut na boisko – trudno nie zauważyć, jak potężne były to braki w tak ważnym meczu. Meczu, który bez zgody szefów Widzewa w tym terminie rozegrany by nie został, winnych ewentualnej porażki byłoby więc łatwo wskazać.
NIE PRZEGAP: Fatalna statystyka Widzewa. Nie wróży dobrze przed niedzielą
Żyro, Hanousek, Klimek, Kun, Jordi i Fabio Nunes – tylko te nazwiska powtórzyły się w podstawowej jedenastce w porównaniu z meczem rozegranym tydzień wcześniej w Lubinie. Co ciekawe, to też jedyni piłkarze, którzy zaczęli w wyjściowym składzie pierwszy mecz kadencji Daniela Myśliwca. Warto jednak zauważyć, że wtedy Fabio Nunes był jeszcze lewym obrońcą, a teraz jest efektownym i efektywnym prawoskrzydłowym. Zmiana pozycji Portugalczyka i przeniesienie tego lewonożnego przecież gracza na prawą stroną to autorska decyzja szkoleniowca Widzewa. Decyzja właściwa.
Myśliwiec zagrał też Va Banque stawiając na Jana Krzywańskiego. Od momentu, gdy sprokurował rzut rożny do utraty gola minęło sporo czasu, błędów w obronie popełniono tam wiele, ale nie oszukujmy się – to 20-latka uznano by, wraz z trenerem, za winnych porażki, gdyby skończyło się 0:1. Szansę gry w Ekstraklasie dostał przecież bramkarz mający za sobą grę najwyżej w 3. lidze i to w meczu, który może być tak ważny w kontekście gry o utrzymanie! A jednak jestem zdania, że ryzyko było skalkulowane, a zysk okazał się bardzo duży. W sztabie łódzkiego klubu przewidywano, że strzałów rywala może wielu nie być, grę prowadzić mieli łodzianie, pokusa dopisania dodatkowych 90 minut do bilansu młodzieżowców była więc wielka. I znów – ta karta okazała się być zagrana w idealnym momencie. A jak dodamy jeszcze minuty Klimka oraz Tkacza i wejście w końcówce Dawida, zobaczymy jasny komunikat wysłany tak do młodzieżowców, jak i klubowej społeczności: nie jest z nami tak źle.
CZYTAJ TEŻ: Zagrało aż czterech młodzieżowców Widzewa
Przewaga nad strefą spadkową wynosi przed wyjazdem do Poznania 6 punktów, ale nad przedostatnim Ruchem aż 10. To bardzo solidna zaliczka, ale każdy wie, co by było gdyby… 3 punkty nad Puszczą, 4 przed drugim z beniaminków i świadomość, że właśnie się z nim przegrała – dzwony alarmowe na trybunach stadionu przy al. Piłsudskiego biłyby głośniej niż te w pobliskim Kościele św. Kazimierza. Łatwo to sobie wyobrazić, bo małą panikę dało się wyczuć już w przerwie, przy wyniku 0:1.
Widzew pochwalił się ostatnio w mediach społecznościowych faktem, że ponad 5 tysięcy kibiców udostępniło swoje miejsce na stadionie tym, którzy nie mają karnetów. Taka liczba to rekord i jakkolwiek budzi szacunek fakt, że kto nie może iść na stadion, pozwala zrobić to innym, to ja bym się również lekko zaniepokoił. Wielu, którzy nie przyszli, na pewno przyjść mogło, ale uznało, że ma lepsze zajęcie na chłodne jesienne popołudnie. Część kibiców nie chodzi na każdy mecz, a tylko na najciekawsze mecze, albo wtedy, gdy Widzew imponuje grą. Obawiam się, że wielu z nich machnęłoby ręką na kolejny mecz z Radomiakiem, gdyby i z Ruchem nie było wygranej. Dlatego to zwycięstwo było tak ważne – by przypomnieć tym, którzy nie przyszli, jakie na stadionie Widzewa są emocje. I że Widzew może wygrać mecz, nawet gdy przegrywa (bo przecież wcześniej rzadko był w stanie odrabiać straty).
ZOBACZ TAKŻE: Widzew – Ruch. Walka na boisku, przyjaźń na trybunach [ZDJĘCIA KIBICÓW]
Jeden mecz, a tyle wygranych. Troszkę strach pomyśleć, jakie byłyby we wschodniej części Łodzi nastroje, gdyby… No właśnie, gdyby.
I tak na koniec – wiedzieliście, że kilka stadionowych scen kultowego filmu „Vabank” w reżyserii Jana Machulskiego nakręcono właśnie na stadionie Widzewa? To tam Kwinto odnalazł Duńczyka i choć patrzyli na mecz rozgrywany na obiekcie Startu, to… po schodach schodzili już ze starej trybuny pod zegarem. To tam płatny morderca nie trafił w plecy Kwinty. Gdzie więc wygrywać grając o całą pulę, jak nie na stadionie Widzewa?
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport
Daniel MyśliwiecPKO EkstraklasapublicystykaWidzew ŁódźŻelisław Żyżyński