To, że prawie mamy jesień, czuje się podskórnie. A jest to pora roku, za którą nie każdy przepada. Melancholia udziela się każdemu. Od trenera po napastnika. Łódzkiej jesieni nie będzie miło wspominał zwolniony przed paroma dniami trener ŁKS-u Kazimierz Moskal. Człowiek sympatyczny, kulturalny i elegancki. Może dlatego ostatnio bez sukcesów?
Czasem bowiem w tak hermetycznym i trudnym środowisku piłkarskim trzeba być zwykłym chamem. Nie Kordianem… Czasem jedno, męskie słowo zdziała więcej niż pięknie i efektywnie przepracowany trening. Impuls – powie ktoś biegły w temacie. Nic bardziej mylnego. Bowiem nie raz, nie dwa trenerzy posługują się pochlebstwem. Też działa i to lepiej od premii obiecanej przez Prezesa.
CZYTAJ TEŻ: Czy Ramirez jeszcze odpali? Ekspert ma wątpliwości. „Nie widzę światełka w tunelu”
Czekam na pracę doktorską o znamiennym tytule: „Jak trafić do głów i nóg piłkarzy, którym nie idzie w lidze?”. Janusz Wójcik, były trener kadry Polski i klubów ligowych, w tym Widzewa, powtarzał wtedy: „Prezesie, tu nie ma co trenować! Tu trzeba dzwonić!”. Dlatego nie dziwi mnie zachowanie Michała Probierza, selekcjonera naszej reprezentacji, który „po sztubacku i chuligańsku” gwiżdże na palcach, starając się zmusić zawodników do szybszego biegania. Mnie ten zwyczaj i zachowanie nie imponuje. Dla mnie to kwiatek do kożucha, czy bezsensowny nawyk. Ale chłopcom może się podoba. Kto wie? Nawet gdyby i Probierzowi zaschło w gardle, może okazać się, że efektów nie ma.
Mecz Naszych z Mołdawią oglądałem co chwila wybuchając diabelskim chichotem. Milionerzy, psiakrew… Każdy z nich ma już zapewnione dostatnie życie dla siebie i swoich rodzin. Dlaczego zatem nie czuję dumy patrząc na ich grę? Dlaczego tak bardzo irytuje mnie ich brak profesjonalizmu?
NIE PRZEGAP: Czas zmienników w Widzewie. Dla niektórych to egzamin
Biorąc do reprezentacji grającego na trzecim poziomie włoskich rozgrywek Patryka Pedę selekcjoner Michał Probierz pokazał swoje „widzi mi się”. Ma prawo powoływać kogo chce, niech tylko nie wmawia tysiącom kibiców, że młody piłkarz spisywał się świetnie w meczu przeciwko Wyspom Owczym. Mierzmy siły na zamiary, to w końcu tylko Wyspy Owcze, a nie jakiś europejski przynajmniej średniak. Kolejny mecz, z Mołdawią, pokazał, jak ogromne braki ma ten młody chłopak. Za wysokie progi. Jeśli Patryk znajdzie się w składzie przeciwko dobrze wyszkolonym i szybkim Czechom jego występ może być sportową tragedią. Mam nadzieję, że polski trener spokojnie wszystko przemyśli i nie popełni głupstw.
W nawale komentarzy po meczu tradycyjnie wk***** mnie największy nasz utracjusz i „król nałogów” Tomasz Hajto. Pan Tomek stwierdził bowiem, że winą za remis obarczyć należy Probierza, bo za późno wprowadził na boisko Kamila Grosickiego. Owszem piłkarz Pogoni wprowadził nieco ożywienia w nasze szeregi, ale równocześnie popełnił dwa kardynalne, juniorskie błędy, które sprawiły, że mecz zakończył się tylko remisem. Jeśli Grosicki ma być zbawcą Polski – marne to perspektywy. Nie zawiedli za to Przemysław Frankowski i Damian Szymański. Zwłaszcza ten pierwszy pokazał, że gra w dobrej lidze, dobrej drużynie i słusznie zbiera komplementy. To był jego najlepszy występ w ostatnich latach.
Wróćmy jednak na krajowe, czyli łódzkie boiska. Zbawcą ŁKS-u ma być Piotr Stokowiec. Oby mu się to udało. Zadanie nie jest proste. Trzeba trafić do Pirulo i Ramireza i odnaleźć ich sportową formę. No i ta nieszczęsna defensywa… Bierność i brak agresji w obronie szybko przemieniają się w stracone gole. Dziwne maniery: pozwalania na dośrodkowania z bocznych sektorów i odwracania się tyłem przy strzałach rywali powodują, że ŁKS traci gola za golem. Gdzie się podziały spokój i rozwaga Marcina Flisa, tak solidnego w Stali Mielec, a tak zagubionego w nowym zespole? Przecież ten chłopak nie zapomniał z dnia na dzień jak się gra w piłkę. Ma co robić nowy trener…
WARTO PRZECZYTAĆ: Michał Rydz o priorytetach. Widzew ma wygrywać, czyli „football first”
A teraz pora odwiedzić RTS czyli oddział Rehabilitacji i Traumatologii Szpitala Widzewskiego. To co się dzieje z zawodnikami tego klubu, wygląda albo na brak profesjonalizmu pozyskanych zawodników (czekając na transfer nie robią nic ze swoim organizmem?) albo za duże obciążenia po przyjściu do nowego klubu. Lista kontuzjowanych jest niestety długa i co chwila pojawiają się nowe problemy. Tak naprawdę to nie wiem, co może pokazać Fran Alvarez. Chłopak leczy uraz i trzeba czekać aż wyzdrowieje. Ale w jakiej będzie formie po tej przerwie?
Pecha ma tak dobrze prezentujący się na początku tej rundy Serafin Szota, ale klęską jest uraz Bartka Pawłowskiego. Bez tego zadziornego i walczącego do upadłego zawodnika Widzew z przodu jest łatwy do powstrzymania. Dodajmy jeszcze urazy Kerka i Tkacza. Końcówka rundy zapowiada się nieciekawie. Więcej zapewne będzie smutku niż radości. Ale przecież jesień to nostalgiczna pora. Zatem… Byle do wiosny! Obyśmy wrócili zdrowsi i silniejsi, a wtedy drżyjcie narody!
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
WIĘCEJ: Widzew zacieśnia więzi z wielkim europejskim klubem