Piłkarze ŁKS-u i Zagłębia zaserwowali nam w sobotni wieczór tradycyjną piłkarską chałę. Aby znaleźć w grze łodzian pozytywy trzeba się naprawdę mocno nagłowić.
Jedyny ełkaesiak, który wywiązywał się na boisku ze swoich zadań. Szczególnie zaimponował w drugiej połowie, gdy sparował piłkę zmierzającą w górny róg bramki
Jak zwykle chciał grać do przodu, po ostrym faulu na piłkarzu Zagłębia obejrzał żółtą kartkę. Ireneusz Mamrot nie ryzykował – po przerwie miejsce Dankowskiego zajął Maciej Wolski.
Lepszy w duecie ełkaesiackich stoperów. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że przyjście Ireneusza Mamrota było dla niego ożywczym bodźcem. Próbował długich podań á la Sobociński, a w końcówce zobaczyliśmy go nawet w odważnej ofensywnej szarży.
Jeden z najgorszych meczów Hiszpana w ostatnim czasie. Popełnił dwa błędy, które mogły mieć fatalne efekty: w 30. minucie przegrał powietrzny pojedynek po którym Zagłębie miało świetną sytuację; w 56. min starając się naprawić skutki własnej straty faulem zobaczył żółtą kartkę. Gdy miał piłkę najczęściej albo grał do Dąbrowskiego, albo niecelnie podawał.
Także on wcielił się dziś w rolę świętego Mikołaja: już w drugiej minucie po jego stracie Zagłębie mogło błyskawicznie otworzyć wynik spotkania. Na szczęście Arkadiusz Malarz był na posterunku. W dalszej części meczu pewniejszy. Kibice ŁKS-u mają powody, by wymagać od niego więcej.
W 16. minucie niefrasobliwym wybiciem dał piłkarzom Kazimierza Moskala szansę oddania groźnego strzału z dystansu. Poza tym raczej dyskretny występ.
Przed przerwą był najjaśniejszym punktem ŁKS-u i sercem środka pola „Rycerzy Wiosny”: posyłał otwierające piłki, zaliczał ważne odbiory. Po przerwie spuścił z tonu. Kwadrans przed końcem spotkania Mamrot ściągnął go z boiska
Bezproduktywny występ jak na jego możliwości. Zszedł z boiska w przerwie.
Tradycyjnie wyróżniający się na tle drużyny (zwłaszcza w pierwszej połowie). Trudno jednak chwalić go po meczu, w którym zarówno on, jak i jego koledzy przez większość czasu bili głową w sosnowiecki mur, którego nijak nie byli w stanie przebić.
Starał się, biegał, szarpał, ale niewiele z tego wynikało. Po przerwie zmienił go Piotr Gryszkiewicz.
Przez większość meczu można było zastanawiać się czy wychowanek Wisły Płock nie zatrzasnął się przypadkiem w szatni. Piłkarze Zagłębia kompletnie wyłączyli napastnika ŁKS-u z gry.
Występ podobny, jak w przypadku Janczukowicza: uczestniczył w kilku kontratakach; nie można odmówić mu ambicji. Z dobrych chęci niewiele jednak wynikało.
Ireneusz Mamrot wpuszczając go po przerwie liczył zapewne, że podrażniony utratą miejsca w podstawowym składzie da drużynie sygnał do ataku. Niestety się przeliczył. Cały czas czekamy na mecz, w którym Duńczyk zagra na miarę oczekiwań. Spodziewamy się po nim dużo więcej.
Czy po zmianie Dankowskiego na Wolskiego na prawej obronie łodzian widoczna była jakościowa zmiana na plus? Raczej niekoniecznie. Czy Maciej Wolski potrafi dać drużynie więcej? Zdecydowanie tak.
Chyba niewielu liczyło na to, że naczelny ełkaesiacki zabijaka odmieni przebieg spotkania. Gdyby nie kontuzja Ricardinho zapewne w ogóle nie pojawiłby się na boisku.
Jesteście bezsprzecznie największymi zwycięzcami tego wieczoru. Serio.