ŁKS opublikował sprawozdanie finansowe, a płynące z niego informacje sprawiły, że kibicom włos zjeżył się na głowie. Według raportu istnienie spółki jest zagrożone “z powodu ujemnego kapitału własnego na dzień bilansowy w wysokości -9 458 764,88 zł.” Pamiętajmy, że to sprawozdanie za poprzedni sezon. Nie ma w nim uwzględnionych zaległości wobec Mikkela Rygaarda i innych zawodników, a jak wiemy w trakcie sezonu 2021/2022 pojawiały się problemy z wypłacalnością.
“Ekstraklasa albo śmierć – to bardzo słabe hasło” – mówił Wojciech Stawowy przed jednym z ostatnich meczów w roli trenera ŁKS-u. Innego zdania byli szefowie klubu z al. Unii, którzy w sprawozdaniu za poprzedni sezon, szans na ustabilizowanie sytuacji finansowej upatrywali w awansie do ekstraklasy. “Spółka podpisała umowę z UM na dotację na drugie półrocze 2021 w wysokości 942.574,92 oraz przewiduje awans do Ekstraklasy, co wiąże się z zwiększonymi przychodami” – czytamy w nocie IX. Nadzieje na awans niedawno odżyły, bo ełkaesiacy wygrali z Górnikiem Polkowice, a reszta pierwszoligowej stawki pogubiła punkty. Kluczowy będzie mecz z Odrą Opole, który odbędzie się w niedzielę. Jeżeli drużyna prowadzona przez Marcina Pogorzałę wygra, będzie bardzo blisko gry w barażach, chociaż nie wszystko będzie zależało od niej. Każdy inny wynik sprawi, że ŁKS będzie musiał pogodzić się z pozostaniem w pierwszej lidze na następny sezon.
Czytaj także: ŁKS-ie dostałeś prezent. Nie zmarnuj tego proszę.
Tomasz Salski, właściciel ŁKS-u nie lubi być porównany do hazardzisty. Szef łódzkiego klubu zdradził, że nigdy nie był w kasynie. Trudno znaleźć inną metaforę żeby podsumować jego działania w ostatnich oknach transferowych.
Władze ŁKS-u zaryzykowały w styczniu 2021 roku. Łodzianie byli wiceliderami pierwszej ligi i wydawało się, że tylko kataklizm może im odebrać miejsce premiowane bezpośrednim awansem. Jeden z piłkarzy łódzkiego klubu przyznał, że na 20 czerwca, dzień, w którym rozgrywany był finałowy mecz barażowy z Górnikiem Łęczna, wykupił w lutym zagraniczną wycieczkę, bo nikt nie zakładał innego scenariusza niż awans bezpośredni. “Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może” – mówił Franek Dolas, w kultowym filmie “Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Szefowie klubu z al. Unii też chcieli dopomóc szczęściu więc na pół roku przed planowanym awansem ściągnęli dwóch piłkarzy, na których nie było ich stać.
Mowa o Rygaardzie i Ricardinho. Duńczyk i Brazylijczyk łącznie zarabiali około 100 tys. złotych miesięcznie. Klasowi piłkarze z przeszłością w poważnych, europejskich ligach mieli przez sześć miesięcy ogrywać się na drugim szczeblu rozgrywkowym, a potem wraz z łódzką drużyną zwojować ekstraklasę. Skończyło się tak, że awansu nie było, pół roku później nie było również Rygaarda, który rozwiązał kontrakt z winy klubu. Ricardinho nadal jest zawodnikiem ŁKS-u, ale obie strony szukają rozwiązania, które pozwoliłoby na bezbolesne rozstanie.
Już wtedy pojawiały się pierwsze zatory płacowe. Przez to, latem ŁKS rozstał się z Łukaszem Sekulskim i nie przedłużył kontraktu z Carlosem Morosem Gracią. Obaj zawodnicy po opuszczeniu al. Unii przenieśli się do wyższych lig i wybierani są do najlepszych jedenastek sezonu. Niestety, obaj mieli nieuregulowane sprawy finansowe z ŁKS-em, podobnie jak Dragoljub Srnić, który jako pierwszy po odzyskanie zaległości od łódzkiego klubu zgłosił się do FIFA. Światowa federacja wszczęła postępowanie i ukarała łodzian zakazem transferowym.
Czytaj także: Co dalej z ŁKS-em?
Zanim FIFA nałożyła na ŁKS zakaz transferowy, łódzki klub w oknie letnim dokonał aż sześciu transferów. Chociaż większość z nich była bezgotówkowa to przecież piłkarze mieli obiecane premie za podpis i określone pensje. Latem do Łodzi przenieśli się Nacho Monsalve, Stipe Jurić, Javi Moreno, Marek Kozioł, Bartosz Szeliga, Jan Kuźma.
Z letniego zaciągu tylko Kozioł spełnił pokładane w nim oczekiwania. Starsi kibice i eksperci uważają, że w XXI wieku ŁKS nie miał lepszego bramkarza od niego. Kuźma, w 2022 roku zdaje maturę, więc ma jeszcze czas, żeby w przyszłości stać się ważnym zawodnikiem łódzkiej drużyny. Forma Szeligi faluje i świetne mecze przeplata słabymi, a przecież rok temu wybrany został do najlepszej jedenastki sezonu Fortuna 1. Ligi.
Od pierwszego powrotu na drugi szczebel rozgrywkowy w 2018 roku, ŁKS tylko w trzech(!) oknach transferowych na siedem możliwych (ósmego nie liczymy, bo łodzianie mieli zakaz transferowy) nie sprowadził Hiszpana. Pierwszy, Dani Ramirez, był graczem wybitnym, przewyższającym umiejętności wszystkich piłkarzy w pierwszej lidze. Po awansie do ekstraklasy, na al. Unii trafił Pirulo i on również jest ważną częścią zespołu, chociaż do Ramireza sporo mu brakuje. Zimą, kiedy szanse ŁKS-u na utrzymanie były znikome do drużyny dołączyli Samuel Corral, Moros Gracia i Dominguez. Dwaj ostatni z wymienionych to nieźli zawodnicy, ale odbili się od ekstraklasy i w łódzkim klubie już ich nie ma. Corral, przez prawie trzy lata zagrał jedną, przyzwoitą rundę, ale na szczęście w czerwcu kończy mu się kontrakt i prawdopodobnie odejdzie z ŁKS-u.
Przed sezonem 2021/2022, znowu postawiono na Hiszpanów, ale ani Moreno, ani Monsalve nie odmienili oblicza drużyny, a wręcz znacząco zaniżyli poziom i większość sezonu spędzili poza kadrą. Monsalve rozegrał tylko 20 proc. możliwych minut, a Moreno 51. Trudno nie odnieść wrażenia, że szefowie ŁKS-u ciągle szukają nowego Ramireza, ale od czterech lat nie wychodzi im to dobrze.
Czytaj także: W ŁKS-ie najmniej obcokrajowców od 2020. Zapowiedź zmian?
Szefowie ŁKS-u w sprawozdaniu napisali: “Poza tym prowadzona jest działalność transferowa, z której Spółka przewiduje korzyści finansowe w kwocie ok. 2.000.000,00 zł.”. W sezonie 2021/2022 łodzianie zarobili tylko na transferze Guimy. Reszta zawodników odeszła, bo nie przedłużono, lub rozwiązano z nimi kontrakt. Były oferty za Macieja Radaszkiewicza, Domingueza i Pirulo, ale nie doszło do ich finalizacji.
Odpowiadając na pytania portalu ŁKSFans.pl Jarosław Olszowy, prokurent spółki ŁKS S.A. mówił: “W połowie maja planujemy dodatkowe dofinansowanie spółki, żeby spłacić zobowiązania i przygotować kadrę na następny sezon. Oczywiście duży wpływ na nasze działania będzie miał wynik sportowy. Jeżeli nie uda się awansować do ekstraklasy, z pewnością będziemy musieli odchudzić kadrę i ciąć koszty funkcjonowania klubu.”. Wydaje się, że zbyt wiele spraw postawionych zostało na jedną kartę. Okazuje się, że słowa Stawowego były prorocze. Ekstraklasa albo śmierć? To bardzo słabe hasło.