Trwa dyskusja o możliwym (?) sprowadzeniu do Widzewa Kamila Glika. Z jednej strony transfer wydaje się nieprawdopodobny, bo w Widzewie musieliby złamać swoje zasady, o których co rusz przypominają jego szefowie.
Dlaczego? Bo o 103-krotnym reprezentancie Polski można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest zawodnikiem perspektywicznym, a na takich klub ma stawiać w swojej strategii. Inna sprawa, że na razie to tylko puste hasła, bo dotychczas najzdolniejszych młodych się pozbywano (patrz: Czubak czy Karasek).
Kto jednak nie ryzykuje, szampana nie pije. W przypadku Widzewa ten szampan to dziś patrzenie w górę tabeli, a nie za siebie. Od początku roku drużyna gra źle, traci mnóstwo goli – jednym słowem rozczarowuje. Zawodzi przede wszystkim swoich niesamowitych kibiców, którzy mimo kolejnych upokorzeń, jak sześć kolejnych porażek u siebie w rundzie wiosennej, nie odwrócili się od klubu. To oni przede wszystkim zasługują na coś więcej niż walka o utrzymanie. Dlatego zasługują na kogoś takiego, jak Glik. Jeśli spośród niedawnych reprezentantów Polski mamy szukać kogoś ze słynnym widzewskim charakterem, to Glik jest wręcz jego uosobieniem. Przypomnę tylko ubiegłoroczny baraż ze Szwecją o prawo gry w mistrzostwach świata w Katarze. Nasz doświadczony stoper na początku doznał kontuzji, ale został na boisku, pomagając w pokonaniu rywali.
Glik to wojownik, ulubieniec fanów we wszystkich zespołach, w których grał, i przede wszystkim naturalny lider. Kibice Torino w którym spędził pięć lat, uważają go za najlepszego zawodnika ich drużyny w XXI wieku. Warto przypomnieć, że w tym czasie był jednym z dwóch – obok Javiera Zanettiego w Interze Mediolan – obcokrajowcem-kapitanem w Serie A. Po przejściu do Monaco też błyskawicznie został kapitanem.
Oprócz tego Glik jest dobrym piłkarzem i jeśli będzie zdrowy, jest w stanie pomóc Widzewowi. Zwłaszcza, że defensywa zespołu nie jest monolitem, więc takiego kierownika obrony dramatycznie brakuje, o czym można się było przekonać w meczu ze Śląskiem Wrocław. Oczywiście, Glikowi brakuje już szybkości, jednak tak doświadczony piłkarz braki jest w stanie nadrobić mądrością w ustawianiu się. Bo jak mówił Bogusław Kaczmarek – lepiej mądrze stać niż głupio biegać.
I wreszcie najważniejszy powód, dla którego – gdy ode mnie zależało – brałbym Glika: w drużynie Widzewa brakuje lidera na boisku. Patryk Stępiński jest kapitanem, lecz czy liderem? Wątpię. Nie jest nim także Bartłomiej Pawłowski. A Glik oprócz charyzmy, koniecznej, by został liderem, ma sukcesy, o jakich pozostali widzewiacy mogą tylko pomarzyć.
Największym problemem może być zdrowie, bo Glik nigdy się nie oszczędzał. Jeśli jednak przejdzie badania, a Widzew stać będzie na jego kontrakt (jest przyzwyczajony do innych zarobków), to warto zaryzykować. Jeśli tak się stanie, to już teraz wiem, kto zostanie ulubieńcem kibiców!