Wielka przewaga, 26 strzałów na bramkę. Tylko jeden celny rywali. I mimo to Widzew przegrał. Taka właśnie jest piłka.
Według statystyk w sobotnim meczu z Wartą Poznań piłkarze Widzewa utrzymywali się przy piłce przez 68 procent gry. Oddali 26 strzałów, z czego sześć było celnych. Goście tylko trzy i tylko jeden z nich leciał w bramkę. Właśnie on dał Warcie gola i w końcowych rozrachunku trzy punkty. Rzuty rożne? Widzew – 15, Warta – 1. Podania? 724 do 290. Można tak dalej. Na końcu i tak pozostanie jednak wynik 0:1.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa po meczu z Wartą: Mogę tylko żałować swojej decyzji
– Liczba naszych strzałów mówi sama przez się. Tyle strzałów, a nie jesteśmy skuteczni, więc trudno wygrać mecz. Warta robiła wszystko, co mogła, żeby opóźniać grę. Już mieli korzystny wynik i tak się wtedy gra – mówił po meczu Dominik Kun. – Dobrze weszliśmy w drugą połowę, wydawało się, że bramka wisi w powietrzu, ale zabrakło nam determinacji, żeby docisnąć i utrzymać do końca takie nastawienie.
A to już Fran Alvarez: – Moje odczucia po tym meczu są bardzo złe, ponieważ nasza drużyna stworzyła wiele sytuacji do strzelenia gola i żadnej nie wykorzystała, ale taki bywa futbol. Dla nas najważniejsze było pokazać swoją grę na boisku i próbować zdobyć bramkę. Zaraz po zakończeniu meczu obejrzałem statystyki i naprawdę szkoda tego wyniku. Ale cóż, trzeba grać swoje w kolejnych spotkaniach.
Porażka z Wartą bardzo boli z wielu powodów. Głównie właśnie z racji tego, jak dużą przewagę mieli łodzianie i jak bardzo byli nieskuteczni. Boli, bo dwa poprzednie mecze w Sercu Łodzi wygrali bez straty bramki, a później zremisowali na wyjeździe z mistrzem Polski Rakowem Częstochowa. To mogła być fajna seria.
Przegrana w sobotę sprawiła, że Widzew spadł w tabeli, wyprzedziła go m.in. Warta. Nie wygląda to dobrze, chociaż przewaga nad strefą spadkową jest póki co bezpieczna.
Można oczywiście zastanawiać się, czy taktyka na mecz była dobra – chodzi m.in. o liczbę dośrodkowań, czy ustawienie z dwójką wysokich napastników, ale zważywszy na to, ile Widzew miał okazji i jaką przewagę w meczu, to wychodzi na to, że pomysł był dobry. Zabrakło wykończenia, jakości, skuteczności. Tutaj już żaden trener nie pomoże, bo to nie on jest na boisku.
Na pewno wpływ na to, że mecz zakończył się porażką były braki kadrowe, bo defensywnie brakowało jakości Juana Ibizy, w pomocy Marka Hanouska, a w ofensywie Sebastiana Kerka i Bartłomieja Pawłowskiego. Zwłaszcza brak tego ostatniego, bo najlepszy piłkarz Widzewa ostatnich lat wygrywał już takie spotkania dla drużyny.
Bardzo szkoda tego meczu, tych punktów. Bez nich może być ciężko, bo wygląda na to, że każdy będzie bardzo potrzebny. A zimę chyba znów trzeba będzie liczyć na transfery, zwłaszcza piłkarzy ofensywnych. Ci, którzy teraz są w Widzewie, nie dają tej jakości, jaka potrzebna była w sobotę i w przeszłości.
W piłce nożnej tak właśnie bywa, że drużyna gorsza może wygrać z lepszą i to po meczu, w którym niemal tylko się broni. I to właśnie teraz spotkało Widzew.