Jeszcze niedawno wydawało się, że zarządzający ŁKS-em dostali od kibiców spory kredyt zaufania. Kolejne tygodnie jednak mijają, a atmosfera wokół klubu staje się coraz gorsza. W poprawianiu jej nie pomagają rzecz jasna wyniki, ale czy największym problemem nie są tu oczekiwania względem tego, jak Rycerze Wiosny mają zakończyć ten sezon?
Początek sezonu w wykonaniu Łódzkiego Klubu Sportowego jest, delikatnie ujmując, daleki od wymarzonego. Licząc wszystkie trzy zespoły seniorskie (w tym trzecią drużynę, która dopiero co rozpoczęła ligowe zmagania) Rycerze Wiosny mają na swoim koncie dwa zwycięstw. Na dziewięć rozegranych spotkań. Z podniesionymi głowami z boiska mogli schodzić do tej pory jednie piłkarze rezerw, choć nie oszukujmy się, że lepiona na kolanie Skra Częstochowa czy czwartoligowa Radunia Stężyca były najbardziej wymagającymi rywalami.
Nie dziwi więc, że wśród kibiców coraz głośniej słychać głosy niezadowolenia. ŁKS to klub, od którego należy wymagać gry o najwyższe cele. Pewne jest jednak to, że najbliższym czasie oczekiwania będą boleć, a slogan z oprawy zaprezentowanej na meczu ze Stalą Mielec wracać będzie jak bumerang. Ale czego właściwie tak jest?
</center
Pompowanie balonika
Spory kamyczek do swojego ogródka mogą w tym aspekcie dołożyć zarządzający klubem. W wielu aktywnościach medialnych w przerwie między sezonami podkreślano, że ŁKS to klub, który musi walczyć o awans do ekstraklasy. I oczywiście, to nie podlega dyskusji, ale oczekiwania względem kolejnej w ostatnich latach pierwszoligowej kampanii były jasne – szybki awans, który pozwoli na budowę solidnego ekstraklasowicza.
O krok dalej posuwał się Robert Graf, który przytaczał przykład Lechii Gdańsk. Pewnie, celem porównania było pokazanie, jak trudny jest ekspresowy powrót do elity po spadku. Ale skoro jednej drużynie się udało, to druga, kilkanaście miesięcy później, może dokonać czegoś podobnego, prawda?
W komunikacji z kibicami zwyczajnie zabrakło określonego celu. Jak choćby dwa lata temu, przed awansem do PKO BP Ekstraklasy. Hasło „sezon przejściowy” na stałe przykleiło się już do dyskusji wokół klubu, a z samej drużyny czy sztabu pomogło zdjąć zbędną presję, bo przecież promocja na najwyższy szczebel miała być kwestią dwóch lat, a nie 12 miesięcy. A w gruncie rzeczy tamten ŁKS i obecny właściwie niewiele się różnią, bo budowa pionu sportowego znów zaczyna się niemalże od zera.
To jest tylko fragment artykułu.
Zapraszamy do przeczytania całego artykułu i innych ekskluzywnych treści ma naszym portalu. W cenie porannej kawy, już od 7,5 zł miesięcznie, uzyskacie dostęp do wszystkich treści ŁS PREMIUM, i to bez reklam!
Zachęcamy do zapoznania się z pełną ofertą abonamentową i opcjami płatności widocznymi poniżej. Dla subskrybentów ŁS PREMIUM przygotowujemy dodatkowe promocje, w tym konkursy z atrakcyjnymi nagrodami, m. in. biletami na mecze Waszych ulubionych drużyn sportowych z Łodzi i regionu.
Dlaczego Łódzki Sport w wydaniu PREMIUM? Dowiedz się więcej.